Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 lipca 2012

The Beatles

The Beatles - Please Please Me
EMI/Apple 1C 062-04 219 Germany
1963
****
Paul McCartney (bass guitar, vocals), John Lennon (guitar, vocals), George Harrison (guitar, vocals), Ringo Starr (drums, vocals).
Producer: George Martin
Side One:
1.I Saw Her Standing There (McCartney, Lennon)
2.Misery (McCartney, Lennon)
3.Anna (Go Him) (Aleksander)
4.Chains (Goffin, King)
5.Boys (Dixon, Farrell)
6.Ask Me Why (McCartney, Lennon)
7.Please Please Me (McCartney, Lennon)
Side Two:
1.Love Me Do (McCartney, Lennon)
2.P.S. I Love You (McCartney, Lennon)
3.Baby It's You (David, Williams, Bacharach)
4.Do You Want To Know A Secret (McCartney, Lennon)
5.A Taste Of Honey (Scott, Marlow)
6.There's A Place (McCartney, Lennon)
7.Twist And Shout (Medley, Russell)









Recenzja: Tylko Rock 2(42)/1995
Autor: Igor Stefanowicz

Jak wiadomo sukces Beatlesów nie był nagłym i niespodziewanym darem niebios - czterech (przeważnie czterech) chłopców z Liverpoolu zapracowało na niego latami mozolnego obijania się o bramę Wielkiego Biznesu Muzycznego. Później już WBM obijał się o bramę The Beatles. Doświadczenia zebrane w latach grania podziemnego spowodowały, że debiutancka płyta Please Please Me wcale nie jest niedojrzała czy niedopracowana. Jest po prostu pięknie surowa, o ile surowe mogą być ładne piosenki. Surowa w sensie ubogiej produkcji i skromnego instrumentarium. Surowa bo pełnokrwista, a nie byle jaka.
Trzeba pamiętać, jak małe były wówczas możliwości studiów nagraniowych. I w tym kontekście, można zachwycać się partiami muzyków, ich czystością, swobodą wykonania. Rzadko jeszcze w tym czasie pozwalali sobie na jakieś studyjne efekty - tylko w Taste Of Honey pozwolono sobie na zdublowanie partii wokalnej McCartneya.
Śpiewanie Beatlesów to po prostu majstersztyk. I nie chodzi tylko o efektowne harmonie wokalne. Te wszystkie dzikie wrzaski, jak I Saw Her Standing There czy Boys, do dziś wywołują ciarki. Oni chowali w gardłach jakieś tajemnicze czętotliwości. Trudno się dziwić zbiorowej histerii nastoletnich panienek.
Jedyny przejaw braku pewności siebie The Beatles to dość częste korzystanie z repertuaru innych wykonawców. Na Please Please Me aż sześć na czternaście to utwory cudze. Przyzwyczajenie z czasów przedparlophone'owych? Bo przecież każda kompozycja na Please Please Me ma odpowiednik w postaci utworu spółki Lennon/McCartney. Boys The Shirelles czy Twist And Shout The Isley Brothers z powodzeniem równoważy świetna rock'n'rollowa piosenka I Saw Her Standing There. Cudzym utworom Anna (Go To Him) czy Baby It's You, utrzymanym w klimacie rock'n'rollowych ballad lat pięćdziesiątych bez problemu dorównują Ask My Why, a zwłaszcza Misery.
Przebojów na Please Please Me nie brak. Wśród tych jescze nie wymienionych należy wskazać na Love Me Do i P.S. I Love You. W pierwszym serca nastolatek rozrywa na strzępy harmonijka ustna, wspaniała melodia, wyczucie z jakim muzycy hamują temperament. Drugi przebój jest już bardziej ckliwy. Choć prehistoryczni fani Beatlesów mocno przeżywali odejście z zespołu poprzedniego perkusisty Pete'a Besta, to chyba im to szybko musiało przejść. Gra Ringo Starra jest w sumie mało zauważalna. A to dlatego, że ten perkusista potrafi znakomicie wczuć się w klimat danego utworu. W A Taste Of Honey Bobby'ego Scotta i Ricka Marlowa używa zapomnianych już chyba prtzez współczesnych rockowców szczoteczek zamiast pałek. Beatlesi ciekawie zresztą potraktowali ten utwór pod względem rytmicznym. W P.S. I Love You nie słychać ani centralnego, ani werbla - są za to uderzenia w kanty bębnów i w talerze. Natomiast w Boys Ringo popisał się jako wokalista. Ot takie różne małe kombinacje człowieka gwiazdy już z samego nazwiska.
Na Please Please Me przeważają piosenki dość spokojne. Takie to były czasy. Szczytem ekstrawagancji były pokrzykiwania i partie gitary wzbogacone pogłosem. A teraz takie Porno For Pyros czy Cannibal Corpse. Rany, co sie porobiło z muzyką przez ostatnich trzydzieści lat...

The Beatles - With The Beatles
Parlophone PMC 1206 Great Britain
1963
****
Paul McCartney (bass guitar, vocals), John Lennon (guitar, vocals), George Harrison (guitar, vocals), Ringo Starr (drums, vocals).
Producer: George Martin
Side One:
1.It Won't Be Long (Lennon-McCartney)
2.All I've Got To Do (Lennon-McCartney)
3.All My Loving (Lennon-McCartney)
4.Don't Bother Me (Harrison)
5.Little Child (Lennon-McCartney)
6.Till There Was You (Willson)
7.Please Mister Postman (Holland)
Side Two:
1.Roll Over Beethoven (Berry)
2.Hold Me Tight (Lennon-McCartney)
3.You Really Gotta Hold On Me (Robinson)
4.I Wanna Be Your Man (Lennon-McCartney)
5.Devil In Her Heart (Drapkin)
6.Not A Second Time (Lennon-McCartney)
7.Money (Bradford, Gordy)









Recenzja: Tylko Rock 2(42)/1995
Autor: Igor Stefanowicz

Zaraz po debiucie, no w każdym razie w tym samym roku, druga płyta. Z rozpędu, na fali. Podobna stylistycznie do Please Please Me. Tylko tym razem dokładnie połowa materiału to kompozycje innych twórców - jakby czterech młodzianów z Liverpoolu chciało utrwalić swoją pracę z okresu, gdy grali w klubach głównie cudze kawałki. Wystarczy tego spokojnie na kilka płyt.
Większość piosenek The Beatles z pierwszych albumów nie miała - w dzisiejszym rozumieniu - ani wstępu, ani zakończenia. Utwory lubiły zaczynać się śpiewem, od razu ruszać z kopyta, no może w przypływie rozrzutności pozwalano sobie na na dwa takty wstępu. Były krótkie, kończyły się nagle lub przez wyciszenie. W środku piosenki solowe partie instrumentalne ograniczono do minimum - zostawała namiastka solówki na gitarze lub harmonijce ustnej. Rządziło śpiewanie i to z rzadka na jeden głos. Bo mamy do czynienia rzeczywiście z piosenkami - słuchając ich łatwo dostrzec różnicę między nimi a dzisiejszymi utworami rockowymi. Riff? Instrumentalne popisy? - o tym należy zapomnieć.
Nadal czuje się duży wpływ niedalekiej rock'n'rollowej przeszłości - głównie w przeróbkach cudzych kompozycji, takich jak Please Mister Postman, Roll Over Beethoven czy Money (That's What I Want). Ale i własne, miłe, ładne melodie Beatlesów doprawiane są szczyptą rock'n'rollowego szaleństwa (I Wanna Be Your Man, It Won't Be Long).
W większości utworów głosy Beatlesów są dość wysokie i przenikliwe (jak choćby w Hold Me Tight), brakuje im tego ciepła późniejszych spokojniejszych kompozycji. Tylko Till There Was You ma bardziej nastrojowe partie wokalne, ale to utwór Wilsona, a nie liverpoolskiej czwórki. Więc choć panienki piszczą, a popularność rośnie, jest jescze sporo do zrobienia.

Recenzja: Teraz Rock Kolekcja 1(15)/2012
Autor: Jordan Babula

With The Beatles to płyta co najmniej równie dobra jak Please Please Me. Nie tak rewolucyjna, bo odchodzi efekt zaskoczenia, ale muzycznie nawet pełniejsza i bardziej przekonująca. Znowu mamy to jedną pozycję w dziedzinie "przebój wszechczasów" - galopujący All My Loving McCartneya - serię utworów "po prostu" genialnych. It Won't Be Long to już nie rock'n'rollowy, ale po prostu rockowy czad Lennona. Odrobinę łagodniejszy, ale rownie przebojowy jest All I've Got To Do, także jego autorstwa. Korzennie i klasycznie robi się w I Wanna Be Your Man, utworze, który John i Paul napisali dla Rolling Stones, a tu dali do zaśpiewania Ringo. Z kolei George Harrison, który poprzednio dostał jedynie cudzy Chains, tu nie tylko wykonał Devil In Her Heart amerykańskiej grupy rythm'n'bluesowej The Donays i Roll Over Beethoven Chucka Berry'ego, ale zaproponował własną kompozycję Don't Bother Me, w której ujmująco zagrał dynamiką i nastrojami.
Nie zmieniły się proporcje między utworami własnymi (8) a cudzesami (6). Ponownie zaistniała tu ckliwa ballada - Till There Was You (z musicalu The Music Man Meredith Wilson), jednak w przciwieństwie do A Taste Of Honey nadal brzmi ona urokliwie. Znowu też pojawiły się popularne standardy. O porywającym Beethovenie już pisaliśmy, ale są tu takie rzeczy rodem z Motown. Zaskakuąco stry Money nie ma tyle wdzięku, co Twist And Shout, ale to niewątpliwie najcięższy utwór z wczesnego repertuaru The Beatles. Z kolei Please Mister Postman to obok Twist... chyba najbardziej porywająca przeróbka, jaką nagrali. Emocje Lennona są nie do podrobienia.
Album - klasyka.

The Beatles - A Hard Day's Night
Parlophone PCS 3058 Great Britain
1964
*****
Paul McCartney (bass guitar, vocals), John Lennon (guitar, vocals), George Harrison (guitar, vocals), Ringo Starr (drums, vocals).
Producer: George Martin
Side One:
1.A Hard Day's Night
2.I Should Have Know Better
3.If I Fell
4.I'm Happy Just To Dance With You
5.And I Love Her
6.Tell Me Why
7.Can't Buy Me Love
Side Two:
1.Any Time At All
2.I'll Cry Instead
3.Things We Said Today
4.When I Get Home
5.You Can't Do That
6.I'll Be Back
Written By: Lennon/McCartney









Recenzja: Teraz Rock 10(80)/2009
Autor: Michał Kirmuć

Album A Hard Day's Night zawiera ścieżkę dźwiękową do identycznie zatytułowanego filmu z czwórką z Liverpoolu w roli głównej. W rzeczywistości jednak tylko pierwsza strona płyty winylowej przynosiła piosenki znane z ekranu. Pozostałych sześciu kompozycji w filmie nie było. Co jednak najważniejsze: A Hard Day's Night to pierwszy album, który wypełniły wyłącznie kompozycje spółki Lennon/McCartney. I trzeba dodać, że pierwszy na którym po prostu nie ma słabych momentów.
Otwierający ekspresyjny utwór tytułowy to prawdziwy majstersztyk. Ciekawy i nieoczywisty w sferze harmonicznej (akord otwierający utwór stał się nawet tematem w wywiadach z muzykami), ze wspaniale, przemiennie wykorzystanymi głosami Lennona i McCartneya. Innym kapitalnym fragmentem jest Can't Buy Me Love, z fajnym pochodem basu i dynamicznie zagranymi partiami gitar akustycznych. Zachwyca również nico subtelniejszy I Should Have Know Better, z tematem harmonijki ustnej na pierwszym planie i prostym solówkowym tematem gitary. Z kolei jednym z najpiękniejszych lirycznych momentów albumu jest ballada And Love Her, znowu z główną rolą gitar akustycznych i z bongosami zamiast perkusji. Bardziej nastrojową stronę muzyki The Beatles odnajdujemy jeszcze w If I Fell.
Można się tu doszukać także nieco innych dźwięków, mających korzenie w muzyce country. Takie skojarzenia przywodzi na myśl I'll Cry Instead. Jeśli chodzi o kwestie wokalne, Lennon i McCartney nie zostawili zbyt wiele miejsca pozostałym kolegom. Harrisonowi przypadł w udziale - nie będącym najlepszym momentem albumu - I'm Happy Just To Dance With You, z kolei dla perkusisty nie zostało tym razem nic (taka sytuacja powtórzyła się dopiero na Let It Be).

The Beatles - Beatles For Sale
Parlphone/EMI 064-7 46438 1 Germany
1964
****
Paul McCartney (bass guitar, vocals), John Lennon (guitar, vocals), George Harrison (guitar, vocals), Ringo Starr (drums, vocals).
Producer: George Martin
Side 1:
1.No Reply
2.I'm A Loser
3.Baby's In Black
4.Rock And Roll Music* (Berry)
5.I'll Follow The Sun
6.Mr Moonlight* (Johnson)
7.Medley [Kasnas City* (Lieber/Stoller), Hey, Hey, Hey, Hey* (Penninman)]
Side 2:
1.Eight Days A Week
2.Words Of Love*(Holly)
3.Honey Don't* (Perkins)
4.Every Little Thing
5.I Don't Want To Spoil The Party
6.What You're Doing
7.Everybody's Trying To Be My Baby
Written By: Lennon/McCartney, except*













Recenzja: Tylko Rock 2(42)/1995
Autor: Igor Stefanowicz

Jak wyjaśniał autor notki na okładce, Derek Taylor: Ci młodzi ludzie nie są na sprzedaż (for sale). Pieniądze, wbrew temu, co sie mówi, nie mają aż takiej władzy. Ale możesz kupić ten album - a właściwie musisz... Derek prawdopodobnie miał i ma rację, ale Beatles For Sale to w pewnym sensie...krok wstecz. Znów muzycy nagrali aż siedem cudzych utworów. Tak jakby nie zauważyli, że materiał na A Hard Day's Night, który stworzyli od początku do końca sami, wypadł znakomicie. Znów rock'n'rolla słuchamy w wydaniu Berry'ego, Perkinsa i paru innych, a nie dzięki spółce Lennon/McCartney - Rock And Roll Music, Honey Don't, Everybody's Trying To Be My Baby, połączone Kansas City i Hey, Hey, Hey, Hey, Hey. Trzeba zauważyć, że Honey Don't odśpiewał Ringo Starrr, a Everbody's Trying To Be My Baby z kolei George Harrison. To na wypadek, gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości, czy aby cała czwórka Beatlesów potrafiła śpiewać.
Na Beatles For Sale znajdziemy jedną z najpiękniejszych ballad, jakie zespół stworzył: I'll Follow The Sun. Niewątpliwie ponadczasowy numer. Ciepła nie brakuje też jednej z przeróbek - Words Of Love Buddy Holly'ego.
Nieco śmielej niż dotychczas The Beatles wykorzystali dodatkowe instrumenty. O ile harmonijka ustna w ocierającym się o country I'm A Loser czy też fortepian - grał na nim Martin - raczej nie zaskoczą, o tyle organy Hammonda w Mr. Moonlight i dźwięki tympani w Every Little Thing już są pewną niespodzianką...

The Beatles - Help!

EMI/Odeon 1C 062-04 257 Germany
1965
****
Paul McCartney (bass guitar, vocals), John Lennon (guitar, flute, vocals), George Harrison (guitar, vocals), Ringo Starr (drums, vocals), George Martin (piano)
Producer: George Martin
Side One:
1.Help!
2.The Night Before
3.You've Got To Hide Your Love Away
4.I Need You* (Harrison)
5.Another Girl
6.You're Going To Lose That Girl
7.Ticket To Ride
Side Two:
1.Act Naturally* (Morrison, Russell)
2.It's Only Love
3.You Like Me Too Much* (Harrison)
4.Tell Me What You See
5.I've Just Seen A Face
6.Yesterday
7.Dizzy Miss Lizzy* (Williams)
Written By: Lennon/McCartney, except*









Recenzja: Tylko Rock 2(42)/1995
Autor: Igor Stefanowicz

Udział w filmach chyba wychodził Beatlesom na zdrowie. Tak jak A Hard Day's Night, tak i Help! z miejsca nie pozostawia słuchaczom innego wyjścia jak słuchanie z nabożeństwem i zachwytem. I tak jak wcześniej pierwszą stronę płyty wypełniają piosenki z filmu. A na drugiej znalazły się między innymi dwie przeróbki - Act Naturally i Dizzy Miss Lizzy, ale stosunek dwa do dwunastu jest już stosunkiem do przyjęcia.
Help!, choć ma wykrzyknik w tytule, jest chyba najspokojniejszą jak do tej pory płytą Beatlesów. Generalnie przystopowali oni z rock'n'rollami, jeżeli nie liczyć Dizzy Miss Lizzy. W tytułowym Help!, dość siarczystym przecież przeboju, słyszymy zdania typu: Nie jestem już taki pewny siebie jak dawniej, albo: Nie czuję się bezpiecznie. Głowa do góry panowie - takie arcydziełka jak niby-folkowa ballada You've Got To Hide Your Love Away z chwackim refrenem czy beztroska - w każdym razie w warstwie melodycznej - piosenka You're Going To Lose That Girl, a wreszcie wykonany z akompaniamentem gitary akustycznej i kwartetu smyczkowego utwór Yesterday powinny wam zapewnić poczucie bezpieczeństwa na długie lata.
Przy okazji tej płyty nie sposob nie wspomnieć o talentach Harrisona - na Help! znalazły się dwie jego udane kompozycje: I Need You i You Like Me Too Much. Monopol spółki Lennon/McCartney przełamany.



The Beatles - Rubber Soul
EMI/Odeon C 062-04 115 Germany
1965
*****
Paul McCartney (bass guitar, piano, vocals), John Lennon (guitar, flute, vocals), George Harrison (guitar, vocals), Ringo Starr (drums, organ, vocals), George Martin (piano, harmonies), Mal Evans (organ)
Producer: George Martin
Side One:
1.Drive My Car
2.Norwegian Wood
3.You Won't See Me
4.Nowhere Man
5.Think For Yourself* (Harrison)
6.The Word
7.Michelle
Side Two:
1.What Goes On* (Lennon-McCartney-Starkey)
2.Girl
3.I'm Looking Through You
4.In My Life
5.Wait
6.If I Need Someone* (Harrison)
7.Run For Your Life
Written By: Lennon-McCartney, except*









Recenzja: Teraz Rock Kolekcja 1(15)/2012
Autor: Grzesiek Kszczotek

Nad płytą Rubber Soul Beatlesi pracowali miesiąc, od 12 października 1965 roku. Nie grali w tym czasie koncertów, nie odwiedzali studiów radiowych i telewizyjnych. Skupili sie na stworzeniu wielobarwnej, efektownej całości. Wykorzystali też co prawda jedną piosenkę z poprzedniej sesji, zdecydowanie mniej udaną niż inne - Wait. Nie musieliby tego robić, gdyby włączyli do programu Rubber Soul dwa świetne utwory wydane w tym czasie na singlu - Day Tripper i We Can Work It Out. Jednak zgodnie z przyjętą zasadą nie dublowali hitów z małych płyt na albumach. Szkoda, ale nawet bez tych dwóch nagrań Rubber Soul to dzieło bardzo udane, urzekające od pierwszych dźwięków.
Energiczny Drive My Car zwraca uwagę skomplikowaną linią basu i interesującą partią fortepianu McCartneya oraz zabawnym pomysłem z imitowaniem w partii wokalnej dźwięków samochodowego klaksonu. Ballada Norwegian Wood to przede wszystkim po raz pierwszy wykorzystany w muzyce rockowej sitar (zagrał na nim oczywiście George Harriason, który nie znał jeszcze tajników instrumentu i potraktował go jak gitarę). W urokliwej melodycznie piosence You Won't See Me brzmienie wzbogacono dźwiękami organów Hammonda (zagrał na nich Mal Evans - road menager zespołu). Z kolei w lekko psychodelicznym The Word oprócz bombardującego fortepianu w tle mamy całkiem ostre jak na The Beatles dźwięki gitary, intrygujące frazy fisharmonii (George Martin) i wspólne zaśpiewy Johna, Paula i George'a o lekko soulowym odcieniu. Śpiew Ringo można usłyszeć w What Goes On o zabarwieniu country. Ciekawostką jest fakt, iż jest to pierwsza beatlesowska kompozycja, pod którą obok spółki Lenno/McCartney podpisał się on sam. Co jeszcze zwraca uwagę? Przesycony aurą klawesynowej muzyki doby baroku, fortepianowy akompaniament Geaorge'a Martina w In My Life. A także intrygująco przesterowany bas McCartneya w Harrisonowskim Think For Yourself. Nie można wreszcie nie wpomnieć o dwóch balladach wielkiej urody: Michelle i Girl.
Rubber Soul to niejako pożegnanie z cudownie młodzieńczymi piosenkami miłosnymi w rodzaju She Loves Me, I Want To Hold Your Hand czy All My Loving. Z tekstów grupy z tego okresu wyłania się obraz miłości naznaczonej już zwątpieniami wieku dojrzałego (You Won't See Me i I'm Looking Through You). Pojawia się temat erotycznej przygody bez zobowiązań (Norwegian Wood). Wprawdzie Michelle i Girl w piękny sposób traktują o dziewczynach z marzeń. Ale już Drive My Car ma klimat lekko seksistowski (jak powiedzielibyśmy dzisiaj). Jedą z ważniejszych pod względem literackim piosenek na płycie jest z pewnością medytacyjna The Word. Na uwagę zasługuje również In My Life - zabarwiona melancholią refleksja nad przemijaniem. Ale także Nowhere Man - ujęte w żartobliwą formę wyznanie... twórczej niemocy.
Longplay ukazał się na początku grudnia 1965 roku i z miejsca osiągnął pierwsze miejsca list najlepiej sprzedawanych albumów na całym świecie. Okładka przedstawiała rozciągnięte nieco, psychodeliczne zdjęcie zespołu autorstwa Boba Freemana. Jest tytuł, nie ma nazwy zespołu. Nie była potrzebna. W cywilizowanym świecie nie było wtedy człowieka, który nie rozpoznałby Beatlesów.
Świetna, pozbawiona słabych momentów płyta. Pierwsza w pełni dojrzała płyta The Beatles.

The Beatles - Revolver
EMI/Parlophone 064-7 46441 1 Germany
1966
****
Paul McCartney (bass guitar, piano, vocals), John Lennon (guitar, flute, vocals), George Harrison (guitar, vocals), Ringo Starr (drums, vocals)
Producer: George Martin
Side One:
1.Taxman* (Harrison)
2.Eleanor Rigby
3.I'm Only Sleeping
4.Love You To* (Harrison)
5.Here, There And Everywhere
6.Yellow Submarine
7.She Said She Said
Side Two:
1.Good Day Sunshine
2.And Your Bird Can Sing
3.For No One
4.Dr. Robert
5.I Want To Tell You
6.Got To Get You Into My Life
7.Tomorrow Never Knows
Written By: Lennon/McCartney, except*









Recenzja: Teraz Rock 10(80)/2009
Autor: Michał Kirmuć

Jeśli nagrywając Rubber Soul Beatlesi drapali sie po głowach, nieśmiało szukając nowych środków wyrazu, w czasie Revolvera ograniczeniem stała się już tylko wyobraźnia. Wprawdzie rozpoczynający album Taxman (który Harrison napisał, kiedy zdał sobie sprawę, ile kasy traci na podatki), to po prostu świetny, oparty na motorycznej figurze basowej utwór rockowy, ale już Eleanor Rigby przenosi słuchacza w zupełnie inny świat. Ta jedna z najwspanialszych kompozycji w dorobku The Beatles została opracowana wyłącznie - przez George'a Martina - na instrumenty smyczkowe. Nieśmiałe zmagania Harrisona z sitarem w Norwegian Wood tutaj znalazły swoje rozwinięcie w całkowicie już przesiąkniętym klimatem Wschodu, psychodelicznym Love You To. W nostalgicznym Here, There And Everywhere znowu pojawiają się staromodne harmonie wokalne spod znaku Michelle czy Girls. Swoje wejście wokalne ma Ringo: właśnie na Revolver znalazł się najsłynniejszy utwór śpiewany przez niego, czyli Yellow Submarine, łączący psychodelię z klimatem piosenek dla dzieci i ożywiony kapitalnymi efektami dżwiękowymi rodem jakby z łodzi podwodnej.
Revolver to płyta, która zwchwyca różnorodnością, bogactwem i nieprzewidywalnością. Bo z jednej strony mamy tu zagrany na dwa fortepiany, oparty na prostym, niemal marszowym rytmie Good Day Sunshine, a z drugiej panowie atakują rockowym riffem w And Your Bird Can Sing. Pojawiają się też instrumenty dęte. Czasami stanowią subtelny dodatek, jak puzon w For No One, kiedy indziej uderzają mocą całej sekcji (Got To Get You Into My Life). Najbardziej eksperymentalny utwór muzycy zostawili jednak na koniec. Hipnotyczny rytm Tomorrow Never Knows stanowi idealny podkład do zabaw taśmami, odtwarzanymi do przodu i do tyłu, w różnych tempach, z mnóstwem rozmaitych instrumentów i głosów. Bardzo awangardowa, prawdziwie psychodeliczna rzecz, pomysłowo zamknięta w ramach piosenki.



The Beatles - Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band

EMI/Parlophone PCS 7027 Great Britain
1967
*****
Paul McCartney (bass guitar, piano, vocals), John Lennon (guitar, flute, vocals), George Harrison (guitar, vocals), Ringo Starr (drums, vocals)
Producer: George Martin
Side One:
1.Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band
2.With A Little Help From My Friends
3.Lucy In The Sky With Diamonds
4.Getting Better
5.Fixing A Hole
6.She's Leaving Home
7.Being For The Benefit Of Mr. Kite!
Side Two:
1.Within You Without You* (Harrison)
2.When I'm Sixty-Four
3.Lovely Rita
4.Good Morning Good Morning
5.Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band (Reprise)
6.A Day In The Life
Written By: Lennon/McCartney, except*













Recenzja: Tylko Rock 2(42)/1995
Autor: Wiesław Weiss

Chyba żadnej płyt w historii muzyki popularnej nie oczekiwano w takim napięciu. Żadna nie wywyłała tylu spekulacji. Żadna nie spotkała się z aż takim zainteresowaniem.
Wielu uważa, że Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band to najważniejszy, najbardziej przełomowy i najbardziej inspirujący album w dziejach. Jest w tym stwierdzeniu oczywiście sporo przesady. Jedno jednak nie ulega wątpliwości. Sgt. Pepper to album niezwykły. Niezwykły, ponieważ nigdy wcześniej nagranie płyty nie pochłonęło tak wiele czasu, energii, środków. Niezwykły, ponieważ nikt wcześniej nie traktował płyty z takim namaszczeniem, z taką powagą, z takim zadęciem. Niezwykły, ponieważ żaden artysta przed Beatlesami nie miał aż takich ambicji, by próbować uchwycić w piosenkach nie tylko własne emocje i stosunek do świata, ale o wiele więcej - sumę przeżyć całego pokolenia oraz atmosferę swoich czasów.
Na Sgt. Pepper wszystko jest niezwykłe. Niezwykła jest okładka, z portretem zbiorowym kilkudziesięciu postaci, od Junga po Flipa i Flapa, z wydrukowanymi - po raz pierwszy w historii muzyki popularnej - tekstami wszystkich piosenek, z żartobliwą wycinanką na osobnym kartonie. Przede wszystkim jednak niezwykła jest sama muzyka. Co prawda, gdy grupa zaczynała dopiero nagrania, nic tego nie zapowiadało. Pierwszy zarejestrowany utwór, When I'm 64, to po prostu pastisz starych przebojów wodewilowych, dzieło McCartneya z czasów młodzieńczych, wygrzebane w przededniu sesji w którejś z szuflad. Ale już druga nagrana piosenka, A Day In The Life Lennona i McCartneya, była owocem geniuszu. Ona właśnie nadała ton wszystkim późniejszym spotkaniom w studiu, a w rezultacie samej płycie.
Sgt. Pepper to mozaika muzycznych stylów i konwencji. Jest tu i mocny rock (kompozycja tytułowa, zwłaszcza w drugiej wersji), i pięknie zinstrumentowana z użyciem m. in. smyczków i harfy ballada (She's Leaving Home), i próba przywołania atmosfery i brzmienia muzyki indyjskiej (Within You Without You), i intrygujące, "psychodeliczne" kolaże dźwiękowe (Lucy In The Sky With Diamonds, Being For The Benefit Of Mr. Kite). A pomysłowość opracowań tych utworów zapiera dech w piersiach. Czego tu nie ma? Są instrumenty egzotyczne, jak sitar, dilruba i tabla. Są niecodzienne efekty orkiestrowe, jak finałowe decrescendo w A Day In The Life. Jest zabawa elektroniką - brzmienia uzyskane jak w muzyce awangardowej w wyniku montażu taśm w Being For The Benefit Of Mr. Kite! Są odgłosy codziennego życia, jak dzwonek budzika w A Day In The Life czy krzyki zwierząt w Good Morning Good Morning. Ta obfitość pomysłów chwilami aż kłuje w uszy. I trudno oprzeć sie wrażeniu, że Beatlesom przyświecała myśl następująca: nie ma rzeczy niemożliwych. Może dlatego ta płyta ma do dziś tak wielu zwolenników - jest zachętą do muzycznych eksperymentów, do zabawy dźwiękiem. Choć dodać trzeba od razu, że Beatlesom udało się coś, co udaje się tak rzadko. Ten przepych, ta mozaikowość, ta przpadkowość rozwiązań nie razi - robi wrażenie starannie przemyślanej koncepcji. Sprawiła to ogromna muzykalność , ale nie tylko. Ta pstrokacizna doskonale pasuje do barwnych hippisowskich czasów, w których płyta powstała. Tym bardziej, że Beatlesi mieli ambicję, by uchwycić atmosferę owej niezwykłej epoki. Dlatego w tekstach tak wiele rozważań na tematy, które wtedy zaprzątały młodych ludzi, jak odrzucenie społeczeństwa dobrobytu, jak pragnienie odnowy duchowej, jak doznanie absurdalności otaczającego świata. Sgt. Pepper uważa się czasem za pierwszy koncept album, co nie jest prawdą - już Frank Sinatra nagrywał w latach czterdziestych płyty z piosenkami powiązanymi tematycznie. Prawdą jest natomiast, że Sgt. Pepper to jeden z najdoskonalszych concept albumów. Bo zamiast wspólnej dla wszystkich utworów historyjki mamy tu o wiele więcej - wspólną wizję świata.

The Beatles - Magical Mystery Tour
Capitol SMAL-2835 U.S.A.
1967
****
Paul McCartney (bass guitar, piano, vocals), John Lennon (guitar, vocals), George Harrison (guitar, vocals), Ringo Starr (drums, vocals)
Producer: George Martin
Side 1:
1.Magical Mystery Tour
2.The Fool On The Hill
3.Flying
4.Blue Jay Way* (Harrison)
5.Your Mother Should Know
6.I Am The Walrus
Side 2:
1.Hello Goodbye
2.Strawberry Fields Forever
3.Penny Lane
4.Baby You're A Rich Man
5.All You Need Is Love
Written By: Lenneon/McCartney



















Recenzja: Teraz Rock 10(80)/2009
Autor: Bartek Koziczyński

Dziwne to wydawnictwo. Materiał do telewizyjnego filmu (swoją drogą - zaczęty przed Pepperem) to tylko sześć kawałków, pierwotnie wydanych w Wielkiej Brytanii jak dwudyskowe EP. W Stanach wybrano inne rozwiązanie. Piosenki o których mowa, zjęły pierwszą stronę winylu. Na drugiej upchano single. Taką wersję opublikowano na Wyspach w roku 1976, a potem wznawiano na CD.
Uczciwie będzie omówić te połowy osobno. Pierwsza - będąca przetekstem do całej zabawy - nie wypada, niestety, najlepiej. Utwór tytułowy co prawda niesie, ale po wydaniu Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band wydaje się wtórny. Znów mamy do czynienia z albumowym "openerem", prezentacją/zapowiedzią osadzoną na dęciakach i żwawym tempie. The Fool On The Hill to już inna historia. Jedna z klasycznych maccartneyowskich ballad, ciekawa aranżacyjnie: rozpięta między lirycznymi partiami fletu a przytupem niczym z orkiestry dętej. Psychodelią urzeka I Am The Walrus - od razu słychać, że to Lennon. Dysonansem dla ładnej melodii jest w nim bagno instrumentów i odgłosów w tle - ich nagromadzenie to kolejny przykład studyjnych eksperymentów. I to by było na tyle. Poważne wątpliwości budzi instrumentalny Flying, przypominający wprawkę jakiegoś hipisowskiego zespołu z Kalifornii. Harrison mógł też spokojnie schować do szuflady swój Blue Jay Way. Zgrzytliwa melodyka została niewątpliwie zainspirowana egzotycznymi wycieczkami, całość najzwyczajniej też "przefajniono" w sferze produkcyjnej (męczące flangery na głosie). You Mother Should Know to znowu McCartney wracający do muzyki swego dzieciństwa, tyle że z trochę mniejszym wdziękiem niż na poprzedniej płycie.
Co innego "strona B". Mamy tu przede wszystkim dwie perły zbrodniczo odrzucone z sesji Sgt. Pepper's. Starcie gigantów na wspomnienia z Liverpoolu. U Lennona, jak to u Lennona - atmosferycznie, rozpływające się, z onirycznym tekstem (Strawberry Fields Forever). U McCartneya zwarte, ze śliczną melodią i nawiązaniem do wymienionego z nazwy miejsca. Absolutną klasykę stanowi All You Needs Love. Od początkowych fanfar rodem z Marsylianki, przez zaraźliwie optymistyczny refren, po końcowe nagromadzenie muzycznych cytatów (włącznie z autocytatem: She Loves You).
Równie łatwo i przyjemnie jest zaśpiewać refren Baby, You're A Rich Man - strony B tego singla - choć wcześniej mamy trochę odjazdów. Nie razi też rewers Walrusa, Hello Good-bye. Melodia może banalna, ale warto się wsłuchać w partie wokalne na drugim planie i krisznopodobną końcówkę.
Świetnie, tylko - widzicie - tu nic do siebie się nie klei. Magical pozostaje pozycją ciekawostkową.

The Beatles - The Beatles
EMI/Apple 1 C 172-04 173/4 Sweden
No. 043910
1968
****
Paul McCartney (bass guitar, vocals), John Lennon (guitar, vocals), George Harrison (guitar, vocals), Ringo Starr (drums, vocals).
Producer: George Martin
Side 1:
1.Back In The U.S.S.R.
2.Dear Prudence
3.Glass Onion
4.Ob-La-Di, Ob-La-Da
5.Wild Honey Pie
6.The Continuing Story Of Bungalow Bill
7.While My Guitar Gently Weeps* (Harrison)
8.Happiness Is A Warm Gun
Side 2:
1.Martha My Dear
2.I'm So Tried
3.Blackbird
4.Piggies* (Harrison)
5.Rocky Raccoon
6.Don't Pass Me By* (Starkey)
7.Why Don't We Do It In The Road
8.I Will
9.Julia
Side 3:
1.Birthday
2.Yer Blues
3.Mother Nature's Son
4.Everybody's Got Something To Hide Except Me And My Monkey
5.Sexy Sadie
6.Helter Skelter
7.Long Long Long* (Harrison)
Side 4:
1.Revolution 1
2.Honey Pie
3.Savoy Truffle* (Harrison)
4.Cry Baby Cry
5.Revolution 9
6.Good Night
Written By: Lennon/McCartney, except*















Recenzja: Teraz Rock 10(80)/2009
Autor: Bartek Koziczyński

No, poszli na całość panowie Bitelsowie. Nagrali dwupłytowy album prawie bez niczego na okładce (Biały znaczy, z ledwie widoczną, wytłoczoną nazwą zespołu), trzydzieści piosenek z najróżniejszych stylistycznych półek. Powiedzmy od razu: nie wszystkie pomysły wchodzą do uszu gładko. Wzrusza pionierskie w rocku zastosowanie muzyki konkretnej, ale przez osiem minut zapętlonego Revolution 9 Lennona trudno przebrnąć. Imponuje zdolność wcielania się w najrozmaitsze style: a to podsuną coś w aranżacji country (Don't Pass Me By), a to coś niby standard piosenki amerykańskiej (Good Night), z takim talentem mogą wszystko... Ale czasem nasuwa się pytanie: po co? Zwłaszcza, jeśli mimikra obejmuje współczesną konkurencję - parodia Beach Boys w Back In The U.S.S. R. (skądinąd znakomitym).
Nie to jednak wprowadza materiał do klasyki i Bealesowskiego kanonu. Cenimy go przede wszystkim za to, że grupa ruszyła wyraźnie w stronę rocka, rozumianego współcześnie, nie garniturkowo. Powiedzmy dokładniej: grupa WYNALAZŁA sporo z rozumianego współcześnie rocka. O ile wcześniej kombinowali z przesterami Helter Skelter to już właściwie metal. Numer riffowy, mocno nagrany, z agresywnym śpiewem, jakże odmiennym od dotychczasowego słodkiego oblicza McCartneya. Jako rasowy rocker daje się też poznać Harrison w While My Guitar Gently Weeps, chociaż nieśmiertelne partie gitar zagrał tu Eric Clapton i można się zastanawiać, jak duży wpływ miał na kompozycję. Świetnym riffem odznacza się Birthday, wykonany z proto-punkową niechlujnością. Duży ciężar ma Yer Blues z żartobliwym tekstem, niewykluczone, że zapalił lampkę w głowie Jimmi'ego Page'a (a może vice versa). Wymiata też Everybody's Got Something... - zwłaszcza w chwili, gdy motoryczna jazda zatrzymuje się, by wpuścić piękny motyw gitary. Mamy wreszcie zabójczo przebojowy refren w Revolution 1 (z falsetowo-doowopowym śpiewem), poprzedzony ostrym riffem i późniejszymi pląsami przesterowanych gitar.
Na polu żartobliwym najlepiej wypada urzekająco głupawy Ob-La-Di, Ob-La-Da, w którym The Beatles dostrzegli i wykorzystali po swojemu reggae czy ska. Śmieszy napuszona, barokowa forma skontrastowana z chrumkaniem świnek w Piggies. A McCartney wznosi się na wyżyny w swych wycieczkach w świat wodewilu w Honey Pie.
Produkcja? Utrzymali swój nowy standard, chociaż nie chodzi już o zaskakiwanie pomysłami, jak na Pieprzu. Warto jednak odnotować kilka pionierskich rozwiązań formalnych. Wielowątkowość Happiness Is Warm Gun dała chyba do myślenia późniejszym twórcom rocka progresywnego. Nikt też nie bawił się wcześniej w tekstowe odniesienia do własnej twórczości, jakie mamy w Glass Onion...
Może i nie zaszkodziłoby, gdyby rzecz była krótsza i bardziej spójna. Biały album jest jednak dowodem na to, że nawet w momencie lekkiego zagubienia i narastających wewnętrznych konfliktów The Beatles tworzyli rzeczy genialne.


Fot. Teraz Rock

The Beatles - Yellow Submarine
Toshiba-EMI EAS-80559 Japan
1969
***
Paul McCartney (bass guitar, vocals), John Lennon (guitar, vocals), George Harrison (guitar, vocals), Ringo Starr (drums, vocals), Orcestra-conducted George Martin.
Producer: George Martin
Side 1:
1.Yellow Submarine
2.Only A Nothern Song* (Harrison)
3.All Together Now
4.Hey Buldog
5.It's All Too Much* (Harrison)
6.All You Need Is Love
Written By: Lennon/McCartney, except*
Side 2:
1.Pepperland
2.Sea Of Time - Sea Of Holes
3.Sea Of Monsters
4.March Of The Meanies
5.Pepperland Laid Waste
6.Yellow Submarine In Pepperland* (Lennon/McCartney)
Composed By: George Martin, except*











Recenzja: Teraz Rock Kolekcja 1(15)/2012
Autor: Grzesiek Kszczotek

The Beatles nie mieli serca do filmowej animacji Yellow Submarine, co słychać na tej płycie. Ledwie cztery nowe piosenki, dwie powtórki (tytułowa i All You Need Is Love) plus cała strona na winylu wypełniona orkiestrowymi kompozycjami George'e Martina... Ale premierowe piosenki na pewno należą do udanych. Lennonowski Hey Buldog z tym swoim gitarowo-fortepianowym riffem to niemal prototyp hard rocka. All Together Now McCartneya to jedna z tych jego piosenek, które wręcz porywają do wspólnego śpiewania. Dwa pozostałe utwory, przesycone eksperymentatorskim duchem, prawdziwie psychodeliczne Only A Nothern Song i It's All Too Much, należą do wielkich artystycznych osiągnięć Harrisona. Orkiestrowa ilustracja przygotowana do filmu przez nadwornego producenta Beatlesów cieszy uszy rozmachem. Najciekawszy wśród kompozycji Martina wydaje się Sea Of Time z jakby harrisonowskimi orientalizmami i Sea Of Monsters o cechach muzycznego kolażu z mrocznymi wiolonczelami, skrzypcami wprowadzającymi rytm walczyka i wplecionym w to wszystko motywem z Arii na strunie G Jana Sebastiana Bacha. Naprawdę urzekająco wypadła też wieńcząca suitę parafraza piosenki tytyłowej, zatytułowana Yellow Submarine In Pepperland.
Wraz z premierą filmu na DVD w 1999 roku ukazała się płyta Yellow Submarine Songtrack, będąca nową wersją albumu Yellow Submarine. Zabrakło na niej orkiestrowych kompozycji George'a Martina, w zamian dodano zaś wszystkie pozostałe nagrania zespołu - wyłącznie powtórkowe - jakie wykorzystano w filmie.

The Beatles - Abbey Road

EMI/Apple 3C 062-04243 Sweden
1969
*****
Paul McCartney (bass guitar, vocals), John Lennon (guitar, vocals), George Harrison (guitar, vocals), Ringo Starr (drums, vocals)
Producer: George Martin
Side 1:
1.Come Together
2.Something* (Harrison)
3.Maxwell's Silver Hammer
4.Oh! Darling
5.Octopus's Garden* (Starkey)
6.I Want You (She's So Heavy)
Side 2:
1.Here Comes The Sun* (Harrison)
2.Because
3.You Never Give Me Your Money
4.Sun King
5.Mean Mr. Mustard
6.Polythene Pam
7.She Came In Through The Bathroom Window
8.Golden Slumbers
9.Carry Than Weight
10.The End Her Majesty
Written By: Lennon/McCartney, except*









Recenzja: Tylko Rock 2(42)/1995
Autor: Piotr Chróściel

Na początku ta płyta miała nazywać się Everest, ponieważ papierosy marki Ever Rest palił realizator nagrań Geoff Emerick. Paul McCartney wyjaśniał, jak doszło do zmiany tytułu: Byliśmy w Studio 3 (przy Abbey Road w Londynie), gdzie w tamtych czasach sufit wyklejony był okładkami płyt, jak w jakimś sklepie muzycznym. Powiedzieliśmy: "A może nazwać ją Abbey Road i zrobić sobie zdjęcie na przejściu dla pieszych?" Osobom, które nie znają nazwy studia, kojarzyłoby się to z czymś mistycznym w rodzaju "Alei Klasztornej"...
Fanom grupy tytuł Abbey Road niewątpliwie kojarzył się z jednym - z Beatlesami jako zespołem, co było szczególnie istone w kontekście coraz wyraźniej rysujących się podziałów i nasilających konfliktów. Chociaż to właśnie podczas tej sesji, latem 1969 roku, czwórka muzyków wzniosła się na artystyczny szczyt.
Kompozycja Come Together - mocny rockowy wstęp Johna Lennona, z jakże dziwacznym tekstem, pełnym słów dobranych pod kątem ich walorów dźwiękowych. Something Harrisona reprezentuje całkiem odmienną poetykę. Ta liryczna ballada zapewniła wreszcie George'owi miejsce na stronie A beatlesowskiego singla, które począwszy od wydania piosenki Hello Goodbye niemal bez przerwy okupował Paul McCartney. Maxwell's Silver Hammer to jedna z najbardziej oryginalnych pozycji piosenek pastiszowych McCartneya. Przy tych dźwiękach klowni mogliby w cyrku obrzucać się tortami. Autor bawi się nie tylko muzyką, ale także słowem. Również w Oh! Darling Paul pozostaje w klimacie pastiszu. Ta błyskotliwa ewokacja nastroju muzyki lat pięćdziesiątych z nieziemską partią wokalną Paula kojarzy się zwłaszcza z przebojami The Platters.
Octopus's Garden, jedna z nielicznych samodzielnych kompozycji Ringo Starra z tamtych lat, ma z kolei wiele współnego z Yellow Submarine. Oba utwory łączy nie tylko ten sam wokalista. Tym razem inny podwodny skansen - tytułowy Ogród ośmiornicy staje się nierealnym, baśniowym miejscem, gdzie azyl uzyskują ludzkie marzenia. Kiedy jednak słuchacz pogrąża się w świecie fantazji, Beatlesi w typowy dla siebie sposób zmieniają nastrój. I Want You (She's So Heavy) przywołuje nas do rzeczywistości. Dla mnie to najlepszy rockowy kawałek, jaki kiedykolwiek skomponował John Lennon. Utwór wręcz podminowany erotycznym pragnieniem, oddaje w sposób bardziej sugestywny, niż jakakolwiek inna kompozycja rockowa, stan, który od tysięcy lat przeżywa każdy facet, kiedy złapie rytm kołyszących się bider swojej wybranki. Przy okazji Beatlesi zaznaczają swój ironiczny stosunek do coraz bardziej modnego wówczas hard rocka i charakterystycznych dla tego stylu utworów riffowych. I Want You urywa sie gwałtownie. Czterej muzycy, jakby przewidując, w którym kierunku pójdzie rock lat siedemdziesiątych, zdają sie w ten sposób sugerować, że to jednak nie jest ich stylistyka, że kontynuację pozostawiają innym.
Jeśli pierwsza strona longplaya należy do Johna i George'a, to bohaterem drugiej jest bez wątpienia Paul. Ale nie uprzedzajmy wypadków. Dzień drugi rozpoczyna się bowiem wschodem słońca, o czym donosi nam George Harrison, znowu w świetnej lirycznej formie (Here Comes The Sun).
Because jeszcze jedno arcydzieło Johna Lennona, pozostawia słuchaczy w refleksyjnym nastroju. Rolę muzy, podobnie jak w przypadku I Want You, odegrała tajemnicza Yoko Ono. Lennon przetworzył tu melodię Sonaty księżycowej Ludwika van Beethovena. W tym kontekście natrętne przeciwstawianie go konserwatywnemu McCarteyowi wydaje się być nieporozumieniem.
Wielowątkowy utwór You Never Give Me Your Money (od rocka do dziecięcej wyliczanki) autorstwa McCartneya stanowi wstęp do niezwykłej, wspaniale zinstrumentalizowanej, nawet z użyciem brzmień orkiestrowych, suity. Jej poszczególne części zróżnicowane w stylu i tempie, ułożone są w zadziwiająco logicznym porządku. Na początku Paul oddaje inicjatywę Johnowi. Polythene Pam i Mean Mister Mustard to Lennon, jakiego uwielbiam - sardoniczny obserwator skrzywionych ludzkich charakterów. Jednak po chwili przy pulpicie dyrygenta staje znowu McCartney. W ostrym She Came In Through The Bathroom oddaje jakby hołd fankom z uporem nachodzącym jego rezydencję przy Cavendish Avenue. Kołysanka Golden Slumbers to zaś dowód, że Macca mógłby być klasykiem muzyki rozrywkowej niemal w każdej historycznej epoce. Natomiast w profetycznym - z perspektywy lat - Carry That Weight Paul nieświadomie przewiduje swoją sytuację po śmierci Lennona, kiedy przyjdzie mu w samotności dźwigać ciężar beatlesowskiej legendy. W utworze tym powraca temat kompozycji You Never Give Me Your Money. Tym samym cykl rockowej suity zostaje zamknięty.
Finał finału to The End z efektownym dialogiem gitar, z solem perkusji. Ostatni utwór na ostatniej płycie The Beatles zatytułowany jest Koniec. Nigdy wcześniej tytuł piosenki The Beatles nie był dobrany tak dosłownie. Aż do bólu.
Rolę kody pełni na płycie 23-sekundowa akustyczna ballada Her Majesty. W ten właśnie sposób Wielki Macca wyprowadził chłopców z przedstawienia na zawsze.



The Beatles - Let It Be
EMI/Apple PCS 7096 UK
1970
***
Paul McCartney (bass guitar, vocals), John Lennon (guitar, vocals), George Harrison (guitar, vocals), Ringo Starr (drums, vocals), Billy Preston (piano)
Producer: Phil Spector
Side 1:
1.Two Of Us
2.Dig A Pony
3.Across The Universe
4.I Me Mine* (Harrison)
5.Dig It* (Lennon, McCartney, Starkey, Harrison)
6.Let It Be
7.Maggie Mae* (trad.)
Side 2:
1.I've Got A Felling
2.One After 909
3.The Long And Winding Road
4.For You Blue* (Harrison)
5.Get Back
Written By: Lennon/McCartney, except*









Recenzja: Teraz Rock Kolekcja 1(15)/2012
Autor: Jordan Babula

Let It Be krytycy nie zaliczają do żelaznego beatlesowskiego kanonu. Trudno się dziwić - jest swego rodzaju składanką, owocem nieudanych zdaniem grupy sesji nagraniowych w studiu Twickenham, ostatniego występu - 30 stycznia 1969 na dachu firmy Apple - i nagrań , których dokonano już bez Johna Lennona. Pierwotnie album miał się ukazać po Yellow Submarine, nosić tytuł Get Back, a okładką nawiązywać do płyty Please Please Me (wykonane na jego użytek zdjęcie ozdobiło ostatecznie kompilację 1967-1970, zwanej niebieską). Muzycy jednak nie mogli dojść do porozumienia i porzucili prace, by zabrać się za nowy koncept, który ostatecznie przyjął formę Abbey Road. Do nagrań ery Get Back wrócili w 1970 roku, kiedy zespół praktycznie już nie istniał. Materiał wbrew tradycji poskładał "wynajęty człowiek z zewnątrz", Phil Spector, którego później krytykował sam McCartney, utyskując na dodane partie orkiestrowe (aczkolwiek Lennon uważał, że producent otrzymawszy masę najgorszego syfu, dał radę coś z niej zrobić).
Czy jednak każdy album The Beatles ma obowiązek być kamieniem milowym w historii muzyki? Nie każdy. Tym bardziej, że Abbey Road, bezdyskusyjnie rockowe arcydzieło, ma w sobie coś podniosłego i ostatecznego. Let It Be, zarejestrowany wcześniej, ale wydany później, okazuje sie dobrym lekiem na ten ściskający za gardło klimat bezpowrotnego końca czegoś wielkiego i pięknego. Bo chociaż rodził sie w napięciu, Spector wydobył z niego co najlepsze - luz, swobodę i resztki przyjaźni, która była jescze między muzykami. Stąd przetykanie piosenek krótkimi dialogami Beatlesów, stąd dwie żartobliwe miniatury - improwizowana Dig It i strzęp żeglarskiej ballady Maggie Mae. I choć może Two Of Us czy Dig A Pony nie dorównują najlepszym kompozycjom z dawnych albumów, są to piękne piosenki, z których bije ciepło i prawdziwie swojska atmosfera - jakby zespół zaprosił słuchacza na swoją próbę. George Harrison ukazuje całą swą wrażliwość w niezwykle dramatycznym I Me Mine (pawdziwa perła!), Lennon w psychodelizującym, akustycznym Across The Universe, a McCartney w jednej z najpiękniejszych swoich ballad - Long And Winding Road. Rockowa energia przepełnia I've Got A Feeling i Get Back (kolejny wielki przebój), a niemal religijne uniesienie - utwór tytułowy, ponadczasowy hymn ku czci nadziei. Dlatego mimo kilku słabszych momentów (For You Blue, odgrzewana staroć One After 909) Let It Be broni się naprawdę dobrze. I w cudowny sposób łagodzi ból po rozpadzie najwspanialszego zespołu w dziejach.
Do tematu Let It Be żyjący Beatlesi wrócili jescze raz - już w XXI wieku. Wydany w listopadzie 2003 roku album Let It Be...Naked miał być pozbawioną spectorowskich orkiestracji, zgodną z pierwotnymi, surowo-rock'n'rollowymi założeniami odsłoną płyty. Niestety - zamiast surowo wypada ubogo, a wykorzystanie innych niż w 1970 roku "tejków" (np. The Long And Winding Road) słuchacza przywiązanego do znanych wersji może zirytować.

The Beatles - 1962-1966
EMI/Apple PCSP 717 UK
The Beatles - 1967-1970
EMI/Apple PCSP 718 UK
1973
*****
Record 1
Side 1:
1.Love Me Do
2.Please Please Me
3.From Me To You
4.She Loves You
5.I Want To Hold Your Hand
6.All My Loving
7.Can't Buy Me Love
Side 2:
1.A Hard Day's Night
2.And I Love Her
3.Eight Days A Week
4.I Feel Fine
5.Ticket To Ride
6.Yesterday
Side 3:
1.Help!
2.You've Got To Hide Your Love Away
3.We Can Work It Out
4.Day Tripper
5.Drive My Car
6.Norwegian Wood (This Bird Has Flown)
Side 4:
1.Nowhere Man
2.Michelle
3.In My Life
4.Girl
5.Paperback Writer
6.Eleanor Rigby
7.Yellow Submarine
Record 2:
Side 1:
1.Strawberry Fields Forever
2.Penny Lane
3.Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band
4.With A Little Help From My Friends
5.Lucy In The Sky With Diamonds
6.A Day In The Life
7.All You Need Is Love
Side 2
1.I Am The Walrus
2.Hello Goodbye
3.The Fool On The Hill
4.Magical Mystery Tour
5.Lady Madonna
6.Hey Jude
7.Revolution
Side 3:
1.Back In The U.S.S.R.
2.While My Guitar Gently Weeps* (Harrison)
3.Ob-La-Di, Ob-La-Da
4.Get Back
5.Don't Let Me Down
6.The Ballad Of John & Yoko
7.Old Brown Shoe* (Harrison)
Side 4:
1.Here Comes The Sun* (Harrison)
2.Come Together
3.Something* (Harrison)
4.Octopus's Garden* (Starkey)
5.Let It Be
6.Across The Universe
7.The Long And Winding Road
Written By: Lennon/McCartney, except*





















Recenzja: Teraz Rock 10(80)/2009
Autor: Grzesiek Kszczotek

Kompilacyjne szaleństwo dotyczące Beatlesów rozpoczęło się tak naprawdę dopiero w 1973 roku (choć warto wspomnieć o pierwszej składance, wydanej w grudniu 1966, a zatutyłowanej A Collection Of Beatles Oldies But Goldies). I to od razu od mocnego uderzenia, a więc od dwóch dwupłytowych, czerwonego i niebieskiego, wydawnictw winylowych typu "greatest hits". W przypadku The Beatles to o tyle istotne, że szczególnie we wczesnym okresie działalności największe przeboje zespołu ukazywały się jedynie na singlach. W sumie była to więc jedyna okazja, by w tamtym czasie stać się posiadaczem najbardziej hitowych wśród wczesnych piosenek grupy (From Me To You, She Loves You, I Want To Hold Your Hand). Oprócz wspomnianych singli czerwony album zawiera wybór najpopularniejszych piosenek z płyt od Please Please Me do Revolver. I faktycznie trudno się to do czegoś przyczepić. Jest wszystko, co w pierwszej połowie lat 60 u The Beatles było (i nadal jest) najważniejsze.
Niebieski zestaw (od płyty Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band do Let It Be) już tak szczególnie nie wypada. A to dlatego, że wydane na singlach choćby Penny Lane i All You Need Is Love pojawiły się już wcześniej na drugiej stronie "filmowego" Magical Mystery Tour (z początku co prawda niewydanego w Wielkiej Brytanii). Wyjątek to Hey Jude, którego próżno było szukać wcześniej (z wyjątkiem Stanów) na płycie długogrającej.
Naturalnie zestaw broni się znakomitym doborem materiału z tego późniejszego, ambitniejszego okrasu działalności czwórki z Liverpoolu. Brak Because i Oh Darling! można tu jakoś przeboleć. Bo z drugiej strony z czego zrezygnować? Z Come Together? Z While My Guitar Gently Weeps?


Fot. Tylko Rock