Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 7 czerwca 2012

Queen (2)

Queen - Hot Space
EMI Records 1A 064-64773 Europe
1982
****
Freddie Mercury (vocals, piano, keyboards), Brian May (guitar, keyboards, vocals), Roger Taylor (percussion, vocals), John Deacon (bass, keyboards), David Bowie (vocals, co-producer [B6])
Producer: Queen, Mack
Side One:
1.Staying Power (Mercury)
2.Dancer (May)
3.Back Chat (Deacon)
4.Body Language (Mercury)
5.Action This Day (Taylor)
Side Two:
1.Put Out The Fire (May)
2.Life Is Real (Song For Lennon) (Mercury)
3.Calling All Girls (Taylor)
4.Las Palabras De Amore (May)
5.Cool Cat (Mercury, Deacon)
6.Under Pressure (Queen, David Bowie)






Recenzja: Teraz Rock 11(45)/2006
Autor: Michał Kirmuć

Na początku lat osiemdziesiątych Freddie Mercury poddał się fascynacji muzyką funk i disco. I to on razem z wybranym przez siebie producentem Mackiem przesądził o charakterze Hot Space. Płyty przez wiele lat uznawanej za najgorszą w dorobku Queen. Coś w tym jest. Przede wszystkim bardzo zestarzało się silnie zelektronizowane, plastikowe i płaskie brzmienie całości. A i same kompozycje nie są szczytem możliwości zespołu.
Dominują funkujące klimaty. Jak w rozpoczynającym płytę Staying Power z charakterystycznyą linią basu, specyficzną zaprogramowaną perkusją, typowymi dla takiej muzyki zagrywkami gitary czy imitacji sekcji dętej. Też funkowo, choć bardziej subtelnie jest w Back Chat. Podobne skojarzenia przywołują Dancer i zwłaszcza Body Language, zbudowany na basowej figurze instrumentów klawiszowych. Najbardziej zaś rockowym fragmentem tej niezbyt rockowej płyty jest Put Out The Fire z kolejnym zgrabnym riffem Maya. Taylor też dostarczył dynamiczną, choć zdecydowanie prostszą kompozycję zatytułowaną Action Thi Day, w której zgrabnie uzupełniają się głosy jego i Mercury'ego. Najbardziej bronią się jednak bardziej liryczne fragmenty Hot Space. Jak fortepianowa ballada Mercury'ego Life Is Real (Song For Lennon), napisana po śmierci idola wokalisty i zainspirowana jego twórczością. Czy Las Palabras De Amore (Words Of Love), tym razem Maya, z pięknym dwujęzycznym refrenem. A także Cool Cat ze świetnym śpiewem Merury'ego.
Choć bez wątpienia najlepszym i zarazem najbardziej odcinającym się od całości jest tutaj utwór finałowy. Czyli Under Pressure, owoc współpracy muzyków Queen i Davida Bowie.

Recenzja: Teraz Rock Kolekcja 1(7)/2010
Autor: Paweł Brzykcy

Sukces Another One Bites The Dust zrobił swoje, ale żeby aż tak polecieć w klimaty dyskotekowe, "czarne" brzmienia? Nie ma nic tutaj z dawnego stylu Queen. W epoce był to szok. Relacjonując koncert z Milton Keynes Bowl wysłannik "Sounds" odnotował, że publiczność chłodno przyjmowała nowości z Hot Space. I dodał, że nie dziwi się tej reakcji na okropny pusty dyskotekowy beat. Mercury, główny architekt brzmienia albumu, dziwił się natomiast: O co tyle szumu?. To tylko płyta...
Queen był zbyt wielkim zespołem, by nawet podczas eksperymentów z disco, funkiem i soulem nie stworzyć ciekawej kompozycji. Dziełem Mercury'ego i Deacona jest wolny, soulujący, śpiewany falsetem Cool Cat. Klimacik jest tu świetny. Na zapadającej w pamięć zagrywce opiera się Back Chat Deacona, w którym basista zagrał także na gitarze i elektrycznym fortepianie. Ale już żal, że ci wybitni muzycy proponowali dyskotekową łupaninę Action This Day (solo na syntezatorze wykonuje tu...współproducent Mack!), disco-funk Stying Power (maczał w tym palce Arif Mardin, współpracujący m. in. z Arethą Franklin i Bee Gees), nijaki Calling All Girls, czy przesadnie "erotyczny" Body Language, w którym Freddie gra na syntezatorze udającym bas (gitary w tym numerze brak). Nawet May, strażnik ostrego brzmienia, bawi się syntezatorami i tanecznym rytmem: Dancer nieco ratuje mocny refren (w końcowce smaczek: pobudka przez telefon). Put Out The Fire to wreszcie mocniejszy, gitarowy numer - nic wielkiego, brzmiący zbyt miękko, ale na bezrybiu... Najlepszym z utworów Maya jest jednak łagodny, chwytliwy Las Palabras The Amor (The Words Of Love), z fragmentem tekstu po hiszpańsku. Utworem z innej bajki jest Life is Real (Song For Lennon), dedykowany zamordowanemu Beatlesowi, utrzymany w stylu spokojnych kompozycji z jego albumu Imagine (zwraca uwagę pełen goryczy fragment tekstu: Music will be my mistress, loving like a whore). Na koniec Under Pressure, napisany i nagrany wraz z Davidem Bowiem... Drugi po Bohemian Rhapsody singlowy numer jeden Queen w Wielkiej Brytanii. Zasłużenie: rozkłada na łopatki już słynny, kradziony po latach przez raperów, wiodący motyw gitary basowej.
To tylko płyta... Tylko miejscami ciekawa, w sumie rozczarowująca.

Queen - The Works
EMI Records 1C 064 240141 Germany
1984
****
Freddie Mercury (vocals, piano, keyboards), Brian May (guitar, keyboards, vocals), Roger Taylor (percussion, vocals), John Deacon (bass, keyboards)
Producer: Queen/Mack
Side 1:
1.Radio Ga Ga (Taylor)
2.Tear It Up (May)
3.It's A Hard Life (Mercury)
4.Man On The Prowl (Mercury)
Side 2:
1.Machines (or "Back To Humans')(May, Taylor)
2.I Want To Break Free (Deacon)
3.Keep Passing The Open Windows (Mercury)
4.Hammer To Fall (May)
5.Is This The World We Created...? (Mercury, May)





Recenzja: Teraz Rock 11(45)/2006
Autor: Paweł Brzykcy

Płyta, która przyniosła Queen wielkie przeboje i zapewniła renesans popularności, w chwili wydania brzmiała bardzo na czasie. Na paradoks zakrawa więc fakt, że bardzo się zestarzała. Nie w całości, na szczęście - dumny tytuł, Dzieła, ma jednak w kilku fragmentach rację bytu.
Zaczynający The Works, kultowy już numer Radio Ga Ga jest poza wszelką konkurencją. Dla tej piosenki naprawdę warto było wynaleźć syntezatory i automat perkusyjny. Zwrotka, mostek, refren, charakterystyczny syntezatorowy "bulgot" - wszystkie elementy pasują tu doskonale. Kwintesencja muzyki lat 80., wciąż intrygujące wykonanie rocka na elektroniczny sposób. Ale już pozostałe utwory, choć grane w bardziej tradycyjny sposób, zostały potraktowane elektroniczną domieszką, którą trudno dziś strawić.
Chodzi zwłaszcza o partie perkusji, na przykład w Hammer To Fall. Ten typowy dla Maya, oparty na fajnym riffie utwór, grany bez "unowocześniającej" studyjnej obróbki, świetnie prezentował się na koncertach.
Największy przebój, jaki napisał Deacon I Want To Break Free dla rockowego ucha rownież nieporównywalnie lepiej brzmi w wersjach live. Niestety, The Works to też rażące wpadki kompozytorskie. Trafiły tu utwory zaskakująco słabe, jak toporny, przesycony elektroniką Machines i stereotypowy do bólu, rock'n'rollowy Man On The Prowl. Oparty na gitarowym riffie Tear It Up też polotem nie grzeszy. Reszta repertuaru trzyma przyzwoity poziom, choć nie ma mowy o jakichś wysokich wzlotach. Pocieszyć się możemy spontanicznym Keep Passing The Open Windows, spokojniejszym It's A Hard Life, zaś na zakończenie zespół propnuje chwilę zadumy: akustyczny utwór o znaczącym tytule Is This The World We Created? Nie łagodzi to jednak uczucia niedosytu, które wywołuje The Works jako całość.

Queen - A Kind Of Magic
EMI 1A 062-24 0531 Germany
1986
***1/2
Freddie Mercury (vocals, keyboards), Brian May (guitar, keyboards, vocals), Roger Taylor (percussion, vocals), John Deacon (bass, keyboards, guitar),
Side One:
1.One Vision (Queen)
2.A Kind Of Magic (Taylor)
3.One Year Of Love (Deacon)
4.Pain Is So Close To Pleasure (Mercury, Deacon)
5.Friends Will Be Friends (Mercury, Deacon)
Side Two:
1.Who Wants To Live Forever (May)
2.Gimme The Prize (Kurgan's Theme) (May)
3.Don't Lose Your Head (Taylor)
4.Princes Of The Universe (Mercury)








Recenzja: Teraz Rock Kolekcja 1(7)/2010
Autor: Łukasz Wiewiór

Queen w latach 80. odchodził od brzmień jednoznacznie rockowych. To truizm, ale trzeba podkreślić, że ta twórczość fanom rocka też może się podobać. Zwłaszcza utwory z albumu A Kind Of Magic, na którym zespół osiągnął szczyt swoich możliwości w poprockowej konwencji. Istotnie w zamiszczonej tu muzyce wyczuwalna jest jakaś magia...
Za źródło natchnienia posłużył grupie film Nieśmiertelny, do którego nieoficjalną ścieżką dźwiękową jest właśnie ta płyta. Sześć utworów Queen z A Kind Of Magic (plus Hammer To Fall) w nieco innych wersjach niż albumowe trafiło do filmu. Obraz w reżyserii Russella Mulcachy'ego z Christoperem Lambertem, Seanem Connerym, Brendą Wyatt i Victorem Krugerem w rolach głównych to rzecz z gatunku fantasy, mająca kultowy status wśród fanów gatunku. Dla mnie scena z Who Want's To Live Forever w tle to absolutny majstersztyk w kategorii "wyciskacza łez"...
Album otwiera utwór One Vision, napisany pod wrażeniem atmosfery Live Aid. Próżno szukać go w Nieśmiertelnym, natomiast znalazł się na soundtracku do Żelaznego orła. Utwór prowadzi riff Maya, perkusja brzmi elektronicznie, Freddie śpiewa "na ostro". Ogółem przebojowa rzecz. Tytułowy numer to niby ballada, ale w aranżacji na pierwszy plan wysuwa się... dyskotekowy rytm. Do tego szczypta elektroniki w tle, typowe solo Maya i urokliwe linie wokalne. One Year Of Love ma już niczym niezmącony sentymentalny charakter, który dopełnia melancholijna partia saksofonu. Opus magnum albumu stanowi jadnak przepiękna, dramatyczna ballada Briana, Who Want's To Live Forever. Tu pierwszą zwrotkę delikatnie zaśpiewa gitarzysta, zaś w filmowej wersji całość swą mocą obdarował Freddie. Napięcie sięga zenitu, gdy Mercury śpiewa: When love must die... Utwór przechodzi wówczas w natchnioną solówkę, by nabrać rozmachu w finale. Mulcahy mówił, że wymarzył sobie współpracę z Queen, bo nikt nie tworzy takich majestatycznych hymnów jak oni. Najwięcej patosu jest w Princes Of The Universe. To również utwór najbardziej zbliżony do dawnego oblicza Queen. Pełno tu zwrotów akcji, jest ostrzejsze brzmienie, dynamiczne solo gitarowe, jest niemal operowy fragment czy synkopowy zryw. Reżyser nie przepada natomiast za Gimme The Prize. Jest dla niego zbyt ciężki. Faktycznie, twardy rytm utworu, ostre gitarowe brzmienie i żarliwy śpiew mają niemal metalową moc. Klimat wzmacniają cytaty z filmu i szkockie melodie. Z kolei syntezatory rządzą niepodzielnie e elektronicznym Don't Lose Your Head, będącym najsłabszą częścią A Kind Of Magic.
Zostały jeszcze dwa utwory, które nie znalazły się w Nieśmiertelnym. Pierwszym jest wielki przebój Queen, Friends Will Be Friends, który swą karierę ekranową zaliczył służąc za tło... reklamy piwa Lech. Mocna rockowa ballada oparta na dźwiękach fortepianu, wspaniale się rozwijająca, przepełniona uniesieniami wokalisty, z przejmującym solem gitarowym. Drugi utwór to cukierkowy, dyskotekowy, śpiewany falsetem Pain Is So Close To Pleasure. Są tu ujmujące melodie, ale z perspektywy czasu numer wypada kiczowato i... nie pasuje do Queen.

Recenzja: Tylko Rock 3(7)/1992
Autor: Janusz Mazur

Zabawna okładka - na rysunku czterech "machos" z nadnaturalnymi torsami i wydatnymi szczękami - skrywa płytę, na ktorą miłośnicy Queen oczekiwali z niepokojem. Po The Works można się było bowiem spodziewać najgorszego. Ale honor Królowej został uratowany! Wprawdzie okazało się, że powrót do lat siedemdziesiątych jest niemożliwy, a zespół nadal zwraca się do mniej wymagającego słuchacza, ale pięć minut Who Wan's To Live Forever wymazuje z pamięci wszystkie żale. Najpiękniejszą - nie boje się tej kategoryczności - balladę w dorobku Queen rozpoczyna partia wokalna z towarzyszeniem syntezatora i instrumentów smyczkowych, dopiero po dłuższej chwili dołączają koledzy z zespołu... Któż chce żyć wiecznie?/Któż ośmiela się zakochać na zawsze/Skoro miłość musi umrzeć... Właśnie ten utwór wybrał W. Axl Rose, wokalista Guns N'Roses, zaproszony do programu kalifornijskiej stacji radiowej po śmierci Mercury'ego.
Płyta A Kind Of Magic zakończyła ewolucję, którą przeszedł zespół w poszukiwaniu brzmienia na lata osiemdziesiąte. Tak charakterystyczny dla grupy styl interpretacji - komplikowanie prostej często melodii przez powtarzanie, zmiany tempa, wprowadzenie nowych wątków - pozostał wprawdzie znakiem firmowym Queen. Jednak jej kompozycje stały się bardziej taneczne (One Year Of Love, Pain Is so Close To Pleasure), czy zupełnie dyskotekowe (Don't Lose Your Head). Typowe dla grupy zespołowe partie wokalne ozdobiły niemal wszystkie utwory. Szczególnie ważną rolę grają w piosence A Kind Of Magic, która jest ponad czterominutową wariacją prostej malodii na głosy i instrumenty. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że nawet przebojowym nagraniom, jak One Vision i A Kind Of Magic właśnie, brak siły wyrazu Who Want's To Live Forever. We Friends Will Be Friends, hymnie na cześć bezinteresownej przyjaźni, zamiast finału, w ktorym napięcie sięgnie zenitu - wyciszenie. Don't Lose Your Head i Princes Of The Universe zapadają w pamięć głównie dzięki solowym popisom członków zespołu. Ciekawostką natomiast jest pojawienie się dyskretnej partii saksofonu w One Year Of Love.


Queen - Live Magic
EMI Records EMC 3519 UK
1986
**
Freddie Mercury (vocals), Brian May (guitar, keyboards, vocals), Roger Taylor (percussion, vocals), John Deacon (bass, guitar)
Side One:
1.One Vision (Queen)
2.Tie Your Moyher Down (May)
3.Seven Seas Of Rhye (Mercury)
4.A Kind Of Magic (Taylor)
5.Under Pressure (Queen, Bowie)
6.Another One Bites The Dust (Deacon)
Side Two:
1.I Want To Break Free (Deacon)
2.Is This The World We Created? (May, Mercury)
3.Bohemian Rhapsody (Mercury)
4.Hammer To Fall (May)
5.Radio Ga Ga (Taylor)
6.We Will Rock You (May)
7.Friends Will Be Friends (Deacon, Mercury)
8.We Are The Champions (Mercury)
9.God Save The Queen (trad., May)








Recenzja: Teraz Rock Kolekcja 1(7)/2010
Autor: Robert Filipowski

Europejska trasa promująca A Kind Of Magic zakończyła sie spektakularnym występem w Knebworth Park i była ostatnią trasą Queen z Freddiem Mercurym. W grudniu 1986, kiedy do sklepów trafił album Live Magic upamiętniający te koncerty, nikt jeszcze nie spodziewał się, że już więcej nie będzie nam dane ujrzeć na scenie tego elektryzującego składu. Album ten nie jest może najlepszą pamiątką, jaką mogliśmy sobie wymarzyć, ale pokazuje formę zespołu u kresu jego koncertowej kariery.
Większość utworów na Live Magic pochodzi właśnie z pamiętnego występu w Knebworth, gdzie Queen obejrzało ponad 100 tysięcy fanów. Wrażenie robi chóralne śpiewanie w I Want To Break Free czy Radio Ga Ga. Pełne pasji wykonania Tie Your Mother Down i Hammer To Fall dowodzą, że w 1986 roku kwartet był nie do zdarcia. Live Magic ma jednak kilka defektów. Pierszy to skróty, których dokonano, żeby zmieścić materiał na jednej płycie. Wprawdzie w wersji CD przywrócono oryginalną długość A Kind Of Magic, Another One Bites The Dust i Hammer To Fall, jednak wycięcie środkowej części Bohemian Rhapsody to jedna z największych zbrodni, jakich dokonano na tym utworze. Denerwujące są także wyciszenia oklasków pomiędzy niektórymi numerami oraz wygładzony miks, który nie zawsze oddaje koncertową atmosferę. Dziś lepiej sięgnąć po Live At Wembley '86, który nie tylko pełniej odzwierciedla klimat koncertów Queen, ale jest wiernym zapisem udanych występów na stadionie Wembley, bez irytujących skrótów.


Queen - The Miracle
Parlophone/EMI 064-79 2357 1 Europe
1989
****
Freddie Mercury (vocals), Brian May (guitar, keyboards, vocals), Roger Taylor (percussion, vocals), John Deacon (bass, guitar)
Producer: Queen, David Richards
Side One:
1.Party (Mercury)
2.Khashoggi's Ship (Mercury, May, Deacon, Taylor)
3.The Miracle (Mercury)
4.I Want It All (May)
5.The Invisible Man (Taylor)
Side Two:
1.Breakthru (Mercury, Taylor)
2.Rain Must Fall (Deacon, Mercury)
3.Scandal (May)
4.My Baby Does Me (Deacon, Mercury)
5.Was It All Worth It (Mercury)






Recenzja: Teraz Rock 11(45)/2006
Autor: Paweł Brzykcy

Początkowe utwory, Party i Khashoggi's Ship, są krótkie i trochę bezbarwne, jednak od razu przekonują, że na The Miracle zespół zdecydował się powrócić do stricte rockowego, mocnego brzmienia. To od razu nastraja optymistycznie, a seria singlowych przebojów jeszcze bardziej raduje duszę. Choć każdy utwór z tej płyty podpisany jest jako dzieło zespołowe, nie jest tajemnicą od kogo wyszły pomysły na poszczególne kompozycje. Dość łagodny numer tyułowy to "cały Mercury", potężne gitarowe akordy, na jakich oparty jest I Want It All, to już typowo Mayowa szkoła jazdy. Numer ten nokautuje chóralnym refrenem, poza tym agresywnym jak nigdy wcześniej śpiewem Freddiego, który chwilowo czaruje leciutką chrypką. The Invisible Man zwraca uwagę elektronicznym pulsem, dźwiękami niczym z gry komputerowej i rozbrajającymi zapowiedziami partii poszczególnych muzyków. Prawdziwym odjazdem jest też Breakthru, rewelacyjnie łączący dwa pierwotnie odrębne utwory. Zaczyna się łagodnym wstępem z podniosłym śpiewem Mercury'ego, by potem pomknąć niczym rozpędzona lokomotywa. Scandal to też modelowy Queen, z niebanalną melodyką i partią wokalną, w której emocje zmieniają się jak w kalejdoskopie. Uspokojenie przynoszą My Baby Does Me - wolny numer, w którym prym wiodą Deacon i Mercury - także Rain Must Fall. Co ważne, czas działa na korzyść całego repertuaru The Miracle.
Z perspektywy lat widać, że świadomość choroby Mercury'ego odcisnęła piętno na tej płycie. Wieńczący całość Was It All Worth It to swoiste podsumowanie kariery zespołu, rozliczenie z muzyczną przeszłością. Jeszcze bardziej wymowny jest tekst utworu dodanego do kompaktowej wersji albumu, Hang On In There - padają tu słowa: forget the danger signs czy your life is incomplete...


Recenzja: Teraz Rock Kolekcja 1(7)/2010
Autor: Michał Kirmuć

Dorobek Queen z lat 80. budził kontrowersje. Dopasowanie się zespołu do obowiązujących wówczas konwencji sprawiło, że wielu dawnych fanów nie było w stanie zaakceptować nowej muzyki kwartetu. A jednak nawet ci, którzy uważają, że Queen skończył się wraz z latami 70., muszą przyznać, że muzycy pożegnali się z następną dekadą niezwykle udanym albumem. Już okładka robi duże wrażenie. Podkreśla, że mamy do czynienia z zespołem z prawdziwego zdarzenia - czterema muzykami tworzącymi jeden organizm. Po raz pierwszy panowie zdecydowali sie też wszystkie utwory podpisać jako dzieła całej czwórki. Co jednak ważniejsze, były to utwory, wśród których nie ma ani jednego niewypału. Utwory pokazujące całą paletę możliwości kwartetu.
Zespół dostarczył dawkę mocnych, rockowych gitarowych numerów, jak Khashoggi's Ship (poprzedzony krótkim, szybkim i surowym Party, wspaniale sprawdzającym się w roli introdukcji) czy przede wszystkim I Want It All. Ten zbudowany na mocnych partiach gitar elektrycznej i akustycznej i chóralnym refrenie utwór to jedno z najbardziej udanych dzieł Maya. Gitarzysta zaproponował też ostry atak na tabloidy, czyli utwór Scandal, ze znakomitym, melodyjnym riffem gitary i syntezatora. Roger Taylor, etatowy dostarczyciel hitów w latach 80., też nie zawiódł. To jego jest nowoczesny i dość syntetyczny The Invisible Man, oparty na gęstym basowym syntezatorowym pulsie, wzbogacony licznymi efektami i gitarowymi ubarwieniami. Podobny (też oparty na gęstym basowym rytmie), choć bardziej rozpędzony i bardziej rockowy jest Breakthru, kolejny duży przebój z The Miracle. Otwiera go wielogłosowa introdukcja Mercury'ego, przypominająca najlepsze fragmenty wspólnej twórczości z wczesnych lat. Najwięcej Mercury'ego słychać w kompozycji tytułowej. Wielobarwnej, bogato zaaranżowanej. Z wielogłosami, smaczkami i zmianą nastroju pod koniec.
Jak wspominałem, na The Miracle nie ma słabych momentów, dlatego też utwory, które nie zostały wytypowane na single (i tak było ich sporo, bo aż pięć) też zasługują na uwagę. Jak lekki Rain Must Fall, znakomity numer, w którym główną rolę odgrywa partia basu Johna Deacona, a nieco latynowski nastrój wprowadzają gęsto zaprogramowane instrumenty perkusyjne (w pewnym momencie pojawia się też coś na kształt ich solówki). Na jeszcze bardziej wyrazistej i bardzo ciekawej linii basu oparty został My Baby Does Me, chyba najsubtelniejszy fragment albumu. Na płycie znalazł się też utwór, który - biorąc pod uwagę, że Freddie już wówczas wiedział o swojej chorobie - można odczytać jako jego rozliczenie z przeszłościa. Jest to wielobarwny Was It All Worth It - dość mocny, gitarowy, z orkiestrową wstawką i wielogłosami. Klawiszowy temat Was It All Worth It kończył oryginalną winylową edycję płyty. Wersja kompaktowa przynosiła jednak dodatki. Bardzo udaną i przebojową kompozycję Hang On In There, z jednej strony lekką, z ciekawie potraktowaną gitarą akustyczną, z drugiej z mocnymi wstawkami i masywnym riffem w finale. Na uwagę zasługuje też instrumentalny popis Maya, Chinese Torture (coś w stylu jego gitarowych orkietracji w Procession czy God Save The Queen). Na kompakcie można też znaleźć maksisinglowy remiks The Invisible Man (a wydaniu amerykańskim także Scandal). To jednak już tylko ciekawostki.

Queen - Innuendo
MJM Music/Parlophone MJM 108 Poland
1991
*****
Freddie Mercury (vocal), Brian May (guitar, keyboards, vocals), John Deacon (bass guitar), John Taylor (drums, vocals), Steve Howe (guitar - A1)
Producer: Queen, David Richards
Side One:
1.Innuendo (May, Mercury, Taylor, Deacon)
2.I'm Going Slightly Mad (Mercury)
3.Headlong (May)
4.I Can't Live With You (May)
5.Ride The Wild Wind (Taylor)
Side Two:
1.All God's People (Mercury, Moran)
2.These Are The Days Of Our Lives (Taylor)
3.Delilah (Mercury)
4.Don't Try So Hard (May, Mercury)
5.Hitman (May, Mercury)
6.Bijou (Mercury, May)
7.The Show Must Go On (May)









Recenzja: Tearz Rock Kolekcja 1(7)/2010
Autor: Michał Kirmuć

Po dość kontrowersyjnych - także dla Queen - latach osiemdziesiątych Brian May, Roger Taylor, John Deacon i Freddie Mercury, w obliczu tragedii, jaką była nadchodząca śmierć wokalisty, przygotowali jedną z najlepszych płyt w całym swoim dorobku.
Album Innuendo, zapewne w wyniku okliczności, w jakich powstawał, jest dziełem niezwykle dramatycznym i głębokim w treści. Teksty, podejmujące wątki egzystencjonalne, są nad wyraz poważne jak na Queen (The Show Must Go On, These Are The Days Of Our Lives...). Newet, gdy z pozoru wydają się zabawne (I'm Going Slightly Mad).
Również muzycznie Innuendo to płyta wyjątkowa. Od mocnego wprowadzenia w postaci złożonego utworu tytułowego, z jednej strony będącego powrotem do hardrockowego grania w duchu Led Zeppelin, z drugiej prezentującego całą paletę barw, jaką na przestrzeni lat posługiwał się kwartet. Po wielki finał w postaci podniosłej, wręcz monumentalnej kompozycji The Show Must Go On. A co mamy pomiędzy nimi? Jest więcej mocnego, rockowego grania z główną rolą gitarowych riffów Maya (Headlong, The Hitman, I Can't Live With You). Jest też kilka przejmujących, nastrojowych kompozycji, jak These Are The Days Of Our Lives, Don't Try So Hard czy okraszona wspaniałą partią Briana Maya Bijou. Czasami przypominają o sobie operowe fascynacje Mercury'ego (All God's People). Nie zabrakło też lekkich, niekiedy pastiszowych piosenek, jak I'm Going Slightly Mad czy Delilah. Na pewno jednak nie ma tu rzeczy zbędnych. Słowem: arcydzieło!
Ciekawostką jest fakt, że w wersji winylowej utwory I'm Going Slightly Mad, Don't Try So Hard, The Hitman i Bijou znalazły się w nieco krótszych wersjach. Ponadto w tej edycji zmieniono kolejość utworów (Don't Try So Hard przeniesiono na drugą stronę płyty, pomiędzy Delilah a The Hitman).



Queen - Greatest Hits II
MJM/Parlophone MJM 130 Poland
1991
*****
Side A:
1.A Kind Of Magic (Taylor)
2.Under Pressure (Queen, David Bowie)
3.Radio Ga Ga (Taylor)
4.I Want It All (May)
5.I Want To Break Free (Deacon)
Side B:
1.Innuendo (Queen)
2.It's A Hard Life (Mercury)
3.Breakthru (Mercury, Taylor)
4.Who Wants To Live Forever (May)
Side C:
1.Headlong (May)
2.The Miracle (Mercury)
3.I'm Going Slightly Mad (Mercury)
4.The Invisible Man (Taylor)
Side D:
1.Hammer To Fall (May)
2.Friends Will Be Friends (Mercury, Deacon)
3.The Show Must Go On (May)
4.One Vision (Queen)













Recenzja: Teraz Rock 11(45)/2006
Autor: Michał Kirmuć

Minęło dziesięć lat od pierwszego podsumowania i przyszedł czas na kolejne. Aby nie dublować Greatest Hits, tym razem skupiono się na kolejnym dziesięcioleciu. I tak jak w przypadku tamtej kompilacji, tutaj również mamy do czynienie z rzeczami znanymi z singli. Lata osiemdziesiąte były zdecydowanie bardziej popowe niż siedemdziesiąte i bardzo to na Greatest Hits II widać, chociaż przeboje w rodzaju Radio Ga Ga, A Kind Of Magic czy I Want To Break Free mają swój urok.
Zwolennicy bardziej rockowych dźwięków też zresztą dostają coś dla siebie: Headlong, I Want It All, Hammer To Fall czy One Vision. Ci którzy bardziej doceniają liryczną naturę kompozycji Queen, mogą się z kolei zanurzyć w Who Wants To Live Forever czy It's A Hard Life. O tym jak ważna w latach osiemdziesiątych stała się dla Queen wyrafinowana produkcja, można się przekonać wsłuchując się w The Invisible Man czy I'm Going Slightly Mad. Zaś ekstrawagancja znowu dała o sobie znać przy okazji rozbudowanego Innuendo. Natomiast skłonność do wpadających w ucho podniosłych pieśni potwierdzają tutaj Friends Will Be Friends czy - jedna z najpiękniejszych i najbardziej wymownych kompozycji w ich dorobku - The Show Must Go On.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz