Łączna liczba wyświetleń

sobota, 30 czerwca 2012

The Police

The Police - Outlandos d'Amour
A&M AMLH 68502 Holland
1978
****
Sting (bass guitar, vocals), Andy Summers (guitar), Stewart Copeland (drums)
Producer: The Police
Side 1:
1.Next To You
2.So Lonely
3.Roxanne
4.Hole In My Life
5.Peanuts* (Sting, Copeland)
Side 2:
1.Can't Stand Losing You
2.Truth Hits Everybody
3.Born In The 50's
4.Be My Girl-Sally* (Sting, Summers)
5.Masoko Tanga
Written By: Sting, except*









Recenzja: Tylko Rock 2(6)/1992
Autor: Jerzy Rzewuski

Osią płyty są trzy utwory: Can't Stand Losing You, So Lonely i przede wszystkim - Roxanne. Połączenie elementów muzyki Boba Marleya, rockowego ataku i melodyki pop o niezwykłych zwrotach przyjęto jako objawienie i natychmiast opatrzono terminem "białe reggae". Z Roxanne były pewne kłopoty natury cenzuralnej - purytańska BBC nie mogła przełknąć grzesznej miłości do paryskiej prostytutki i zakazała jej wstępu na antenę. Niemniej i bez tego utwór stał się pierwszym znaczącym przebojem The Police i klejnotem w ich repertuarze koncertowym. Jest on także centralnym punktem debiutanckiego albumu i pod każdym względem przewyższa resztę zarejestrowanego na nim materiału. Nigdzie więcej nie ma tu tak wspaniale zarysowanej przestrzenności brzmienia, podkreślonej niezwykłą w gitarowej praktyce grą Andy'ego Summersa (chyba, że odwołamy się do brzmienia płyt firmowanych przez ECM i gitarzystów w rodzaju Ralpha Townera). Nigdzie więcej tekst nie jest tak precyzyjnie zsynchronizowany z nastrojem muzyki. Nic dziwnego, że Sting nie rozstaje się z Roxanne do dziś.
Jeśli chodzi o pozostałe utwory płyty - chyba najbardziej dynamicznej i agresywnej w dyskografii The Police - odcisnęło się w nich nader wyraźne piętno epoki. Skojarzenia z punk rockiem są wszakże tylko powierzchowne. W gruncie rzeczy mamy do czynienia z muzyką raczej konserwtywną, poddaną lekkiemu retuszowi aktualizacyjnemu, ale wyraźnie osadzoną w tradycji rocka przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Nie ma się czemu dziwić: na niej właśnie wychowali się wszyscy członkowie zespołu.
Outlandos D'Amour może sie podobać i dziś - nie bez wielu jednak zastrzeżeń.

Recenzja: Teraz Rock 8(54)/2007
Autor: Grzesiek Kszczotek

Outlandos d'Amour to przede wszystkim Roxanne. Prosta, wręcz banalna piosenka. Z lekko reggae'ową linią basu, luźną grą perkusji, mocno przestrzennym gitarowym brzmieniem. No i ten głos. Za nic mający sobie ustalone od pierwszych taktów rytmiczne reguły. Pełen żaru i niepohamowanej pasji. Prawdziwa perła.
Outlandos d'Amour to jednak jeszcze co najmniej kilka innych, nie mniej inspirujących piosenek. Prawdziwy rockowy cios, dynamiczny Next To You, okraszony krótkim, aczkolwiek bardzo treściwym solem gitary. Jest So Lonely, która może uchodzić za wzorcowy przykład białego reggae Policjantów: cały ten brzmieniowy miszmasz, z nagłymi zwrotami melodycznymi, zmianami temp, bogactwem brzmień. Jest podobny w klimacie Can't Stand Losin You - kolejny hit z tej płyty, z fajnie rozmytą, jazzrockowo brzmiącą gitarową wstawką. Z kolei mocno jazzowo robi się w Hole In My Life (kierunek, który Sting ze swobodą rozwinie na solowych płytach. Są też przesiąknięte atmosferą końca lat sześdziesiątych, ale ubrane w nieco podpunkowione szmatki, żywiołowe rzeczy w rodzaju Peanuts, Truth Hits Everybody i Be My Girl-Sally. Choć ta ostatnia z gadaną, jakby wodewilową wstawką, spokojnie mogłaby pochodzić z którejkolwiek płyty Rogera Daltreya i The Who. Całość kończy stuprocentowe reggae, Masoko Tanga. Wprawdzie mocno unowocześnione przez gitarowe szaleństwa Andy'ego Summersa, ale jednak reggae...

The Police - Reggatta De Blanc
A&M AMLH 64792 UK
1979
*****
Sting (bass guitar, vocals), Andy Summers (guitar), Stewart Copeland (drums)
Producer: The Police, Nigel Gray
Side One:
1.Message In A Bottle (Sting)
2.Reggatta De Blanc (Sting, Copeland, Summers)
3.It's Alright For You Copeland, Sting)
4.Bring On The Night (Sting)
5.Deathwish (Copeland, Summers, Sting)
Side Two:
1.Walking On The Moon (Sting)
2.On Any Other Day (Copeland)
3.The Bed's Too Big Without You (Sting)
4.Contact (Copeland)
5.Does Everyone Stare (Copeland)
6.No Time This Time (Sting)









Recenzja: Tylko Rock 2(6)/1992
Autor: Jerzy Rzewuski

Jeśli Outlandos d'Amour był próbą określenia własnej tożsamości stylistycznej, Reggatta De Blanc jest tego wczesnego stylu The Police definicją. Cztery utwory - Message On The Bottle, Bring On The Night, Walking On The Moon i The Bed's Too Big Without You - tworzą pewną symetrię płyty i decydują o jej ciężarze gatunkowym (obiecujący, choć wówczas jeszcze szerzej nieznany producent na coś się jednak przydał). Sting niegdyś kokieteryjnie twierdził, iż w zasadzie pisze tylko jeden utwór i tkwi w tym chyba ziarenko prawdy. Te cztery piosenki o niezwykłych liniach melodycznych, rozpięte jakby w bezkresnej przeztrzeni, pulsujące dynamicznym lecz nie agresywnym rytmem, wydają się być dziećmi Roxanne.
Gruntowna znajomość rzemiosła muzycznego popłaca. Reggatta De Blanc sprawiła, iż jednym szeroko otworzyły się oczy, innym zaś szczęki opadły do samej podłogi. The Police bezpardonowo odrzucili w kąt punkrockowe ciuszki, pod którymi tak jeszcze niedawno usiłowali się przemycić na scenę. Ich muzyka uległa niesłychanej integracji, a w konsekwencji - stała się bardziej zrelaksowana, nabrała jedynej w swoim rodzaju lekkości. Jednakże, aby osiągnąc taki efekt, gitarzysta musiał bezbłędnie znać tradycję jazzowej gitary, w której czasem jeden trafnie dobrany akord, wprowadzony w fakturę utworu w odpowiednim momencie, może ogłuszyć słuchacza z większą siłą niż piętnastominutowa galopada po gryfie. Perkusista, z kolei powinien wiedzieć coś więcej o polirytmach i technikach gry swych kolegów z krajów tzw. Trzeciego Świata. Basista natomiast musiał mieć choćby elementarną wiedzę o jazzie i nie mogło mu być obce pojęcie swingowania, nawet jeśli odwoływał sie do reggae. Jeśli te wszystkie elementy połączyły się - a tak się stało w przypadku The Police - a na dodatek ostatni z wymienionych obdarzony był niecodziennym, niepowtarzalnym głosem - sukces murowany.
Nie dziwi doskonałe przyjęcie albumu Reggatta De Blanc. Jego ocena jest jednak sprawą bardziej skomplikowaną niż mogłoby sie to wydawać w 1979 roku. Zamykające płytę utwory - Does Everyone z wyeksponowanym fortepianem i nawiązujący jakby do stylistyki Cream No Time This Time - rozłamują jakby konwencję płyty. W porządku, instrumentalny utwór tytułowy, skądinąd interesujący, był zapewne oczkiem w głowie Copelanda, którego afiliacje z egzotycznymi tradycjami muzycznymi są doskonale znane. Szkoda jednak, że Reggatta De Blanc nie ustrzegła się banalnych utworów - plomb w rodzaju It's Alright For You i Deathwish. Nieważne, iż są one głęboko ukryte w cieniu "reprezentacyjnej czwórki" i za pierwszym przesłuchaniem przelatują mimo uszu, zanim słuchacz zdąży otrząsnąć się z oszołomienia, w jakie wprawiły go utwory poprzedzające. One po prostu - są, i po pewnym czasie zaczyna się je postrzegać jako niepożądany muł w głośnikach.
No, ale nie wybrzydzajmy. Reggatta De Blanc w sumie nie straciła z pierwotnej atrakcyjności w swych najlepszych momentach. Te słabsze możemy chyba The Police wybaczyć.

Recenzja: Teraz Rock 8(54)/2007
Autor: Grzesiek Kszczotek

To, co na poprzednim albumie The Police zostało fajnie muzycznie zasugerowane, na Reggatta De Blanc cudnie rozwinięto i doprowadzono niemal do ideału. Przebojowy Message In The Bottle jest mniej więcej tym dla Reggatty czym dla Outlandos była Roxanne. Znów mamy to reggae'ową linię basu, gitarową przestrzeń i niemalże ascetyczną grę Stewarta Copelanda na perkusji. A gdy dodać do tego zrelaksowany, niezwykle melodyjny śpiew Stinga, otrzymujemy kolejne muzyczne cudeńko. A dalej jest jeszcze lepiej. Genialnie rozkręcający się, przeistaczający się z dość zakręconego, mrocznego reggae w niemal hardrockową jazdę utwór tytułowy wydaje się być znkomitym wstępem do wykrzyczanego It's Alright For You. Po zakończeniu onirycznego Bring On The Night nie mamy czasu zastanawiać się nad niezbyt udanym Deathwish. Szczególnie, że zaraz potem otrzymujemy Walking On The Moon - chyba jedną z najwspanialszych kompozycji zespołu. To rozedrganie gitarowych strun, te rytmiczne cudeńka wystukiwane na perkusji, łagodna linia melodyczna. Czapki z głów.
Ale to nie koniec. Mamy tu jeszcze The Bed's To Big Without You: kolejny przykład połączenia reggae'owej linii basu z delikatnym "smędzeniem" na gitarze (oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Jest kolejne w młodej jeszcze twórczości The Police nawiązanie do jakby wodewilowo-jazzowych tradycji (ubrany w fortepianowy akompaniament Does Everyone Stare). Jest też, już na koniec, chyba jedna z najbardziej niedocenionych piosenek tria, rozpędzona do granic możliwości No Time This Time. Przyponinająca zresztą twórczość innego słynnego tria - Cream. Świetny album. Świetne piosenki.



The Police - Zenyatta Mondatta
A&M AMLH 64831 Holland
1980
****
Sting (bass guitar, vocals), Andy Summers (guitar), Stewart Copeland (drums)
Producer: The Police, Nigel Gray
Side 1:
1.Don't Stand So Close To Me
2.Driven To Tears
3.When The World Running Down, You Make The Best Of What's Still Around
4.Canary In A Coalmine
5.Voices Inside My Head
6.Bombs Away* (Copeland)
Side 2:
1.De Do Do Do, De Da Da Da
2.Behind My Camel* (Summers)
3.Man In A Suitcase
4.Shadows In The Rain
5.The Other Way Of Stopping* (Copeland)
Written By: Sting, except*













Recenzja: Tylko Rock 2(6)/1992
Autor: Jerzy Rzewuski

Nieporozumienie? Chwilowa utrata poczucia kierunku? Moment słabości? Przemęczenie? Jakie to miało zresztą znaczenie dla miłośnika The Police, ktory zamiast produktu najwyższej jakości otrzymał płytę ocierającą się o rockową trywialność. Czy zresztą rockową w pełnym tego słowa znaczeniu, to już zupelnie inna sprawa.
Podejrzewam, że - pomijając wszelkie inne okoliczności towarzyszące powstaniu Mondatty - The Police zaczęli zdawać sobie sprawę, iż wypracowana przez nich stylistyka zwana "białym reggae" była idiomem zamkniętym. Gdy została dopracowana do doskonałości na Reggatta De Blanc, natychmiast rozpoczął się proces zwany w medycynie rigor mortis. The Police byli za inteligentni, aby tego nie dostrzec. Ile czasu można grać jeden utwór w różnych wariantach. Tutaj wariacjami tego jednego utworu są przebojowy Don't Stand So Close To Me i mroczny, bliski poetyce Walking On The Moon, Shadows In The Rain. Oba zresztą na swój sposób znakomite.
Sądzę też, że gdyby zespół miał rzeczywiście więcej czasu, aby dopracowć When The World... i Voices Inside In My Head, mogłyby powstać całkiem interesujące kompozycje. Tym bardziej, iż w wielu miejscach płyty, nie tylko w tych dwóch utworach, widać początek metamorfozy Stinga jako kompozytora. Zaryzykuję wręcz stwierdzenie, iż nie raz obcujemy tu z jego solową karierą w embrionalnej postaci. Zarówno w muzyce, jak i w tekstach, które zaczynają przyjmować bardziej zdecydowaną formę narracyjną.
A De Do Do Do, De Da Da Da - drugi przebój z Mondatty? Żart? Oczywiście, jeśli przyjmiemy go za żartobliwe - jak twierdzi sam Sting - odwołanie się do tradycji przebojów o tytułach w rodzaju Do Do Ron lub Do Wah Diddy Diddy.
Po latach łatwiej jest życzliwiwszym okiem spojrzeć na trzeci album The Police, choć wcale przez to nie stał sie lepszy. Kto wie, może nie byłm on tak zły i w 1980 roku? Skądinąd warto się chwilę zastanowić, czy w podobnych przypadkach nie mają jednak racji lojalni zwolennicy danego wykonawcy, którzy traktują swych ulubieńców z większą wyrozumiałością niż surowi krytycy.

Recenzja: Teraz Rock 8(54)/2007
Autor: Grzesiek Kszczotek

Utarło się, że Zenyatta Mondatta to niezbyt udane dzieło. Że białe reggae The Police straciło nieco na świeżości i oryginalności. Coś w tym jest. Chociaż początek w postaci Don't Stand So Close To Me wcale tego nie zapowiada. Wszystko jest tu na swoim miejscu - według najlepszych wzorców z Outlandos i Reggatty. Podobnie jest z Driven To Tears, wprawdzie dość monotonnym rytmicznie i brzmieniowo, za to z uroczą zmianą klimatu w momencie pojawiania się refrenu. Z kolei When The World Running Down, You Make The Best Of What's Still Around (jeden z dłuższych tytułów w rockowej historii) też nic nie brakuje. Typowa rzecz, jeśli chodzi o panów Stinga, Summersa i Copelanda. Choć może faktycznie zbyt typowa: bo ile można jechać na tym samym patencie na zasadzie: rozwibrowane, koloryzujące dźwięki gitary i surowa perkusja? Faktycznie też irytować może nieco trywialny Canary In A Coalmine (spokojnie mógłby robić za ścieżkę dźwiękową do głupkowatego filmu z akcją rozgrywającą się na plaży). Jak też utrzymany w podobnym, równie "wakacyjnym" stylu Man In A Suitcase. Ale to, właściwie jedyne nienajlepsze fragmenty Zenyatty. Reszta już mocno intryguje. Choćby Shadows In The Rain, który z pewnością nie powstałby gdyby nie wcześniejsze Walking On The Moon. Albo znakomite instrumentalne miniaturki autorstwa Summersa (pełna kryminalnego - pozostając przy wątku filmowym - nastroju Behind My Camel i Copelanda (pogmatwana perkusyjnie, a z kolei ascetyczna, jeśli chodzi o gitarę The Other Way Of Stopping). Nie można też zapomnieć o drugim sporym przeboju Zenyatty, ubranym w gitarową kanonadę i okraszonym uroczym refrenem De Do Do Do, De Da Da Da. Niedobra to płyta? Mam coraz większe wątpliwości.


Fot. Teraz Rock

The Police - Ghost In The Machine
A&M AMLK 63730 Holland
1981
****
Sting (bass guitar, vocals), Andy Summers (guitar), Stewart Copeland (drums)
Producer: The Police, Hugh Padgham
Side A:
1.Spirits In The Material World
2.Every Little Thing She Does Is Magic
3.Invisible Sun
4.Hungry For You
5.Demolition Man
Side B:
1.To Much Information
2.Rehumanize Yourself* (Sting, Copeland)
3.One World
4.Omega Man* (Summers)
5.Darkness* (Copeland)
Written By: Sting, except*













Recenzja: Tylko Rock 2(6)/1992
Autor: Jerzy Rzewuski

Zamiast odwrotu na bezpieczne pozycje po niepowodzeniu (prestiżowym) albumu Zenyatta Mondatta i sprzedania słuchaczowi nowej porcji starego "białego reggae" w nowym opakowaniu, The Police zdecydowali się uczynić krok naprzód, zasugerowany na owej nieszczęsnej, zmieszanej z błotem płycie. Echa stylistyki wypracowanej na dwóch pierwszych albumach nie wybrzmiały do końca - powracają w One World (Not Three) w sposób już absolutnie nieprzekonujący. Ostatnie stadium procesu rigor mortis... Ghost In The Machine można z jednej strony uznać za manifestacje ewolucji zespołu (czytaj: Stinga), z drugiej - za powrót do tradycji, która zresztą w czasach młodości całej trójki wcale nie była tradycją lecz teraźniejszością. Odnajdujemy tu echa innych wielkich trzyosobowych formacji, The Jimi Hendrix Experience i Cream, pierwsze jazzrockowe próby Soft Machine i jakieś dalekie pokrewieństwo ze Steely Dan.
Elementy przeniesione wprost ze "złotej epoki rocka" przełomu lat sześćdziesiatych i siedemdziesiątych uległy tutaj jednak daleko idącemu procesowi przetworzenia i unowocześnienia. W tym ostatnim niebagatelną rolę odgrywa tekst - bodaj po raz pierwszy w karierze The Police tak konsekwentnie ogniskujący sie na problemach społecznych i politycznych naszych czasów. Driven To Tears, na przykład jest bardzo osobistą reakcją na oglądany co wieczór w telewizji wykrwiajający się w niekończących się wojnach Trzeci Świat; To Much Information stanowi formę protestu przeciw zalewowi informacji, produkowanych taśmowo przez media; Spirits In The Material World wyraża głębokie rozczarowanie bezdusznym i zdehumanizowanym światem polityki; Rehumanize Yourself wzywa zarówno władzę jak i tak zwaną trudną młodzież do opamiętania się, gdyż przemoc zaczyna sie stawać normą społeczną. Żałobny Invisible Man mówi wprost o Irlandii Północnej. Ciekawostką jest, że o ile utwór ten otrzymał w końcu zielone światło do rozpowszechniania na antenie BBC, ilustrujący go videoclip znalazł się na czarnej liście z uwagi na wmontowane weń dokumentalne sekwencje, nakręcone podczas ulicznych starć między ludnością cywilną i policją w Ulsterze.
Na Ghost In The Machine natychmiast zauważalny jest niespotykany dotąd w karierze The Police rozmach aranżacyjny. W dynamicznym Demolition Man Sting i jego saksofon(!) tworzą całą sekcję dętą (podczas koncertów promujących płytę zatrudniono trzyosobową sekcję dętą The Chops); większy nacisk położono na harmonie wokalne, w nieporównywalnie szerszym zakresie - i z dużą wyobraźnią - wykorzystano syntezatory.
Prawdziwe ciepło emanujące z płyty i pasja z jaką zostały wykonane utwory zderzyły sie z zimną elektroniką. Sting i The Police nader dobitnie udowadniają, iż w rzeczy samej, nawet w maszynie może zamieszkiwać duch.

Recenzja: Teraz Rock 8(54)/2007
Autor: Grzesiek Kszczotek

Wydawać się mogło, że to juz zupełnie inny zespół. A przynajmniej nikt nie mógł już The Police zarzucić, że zjadają własny ogon czy grają kolejną wersję Roxanny albo Walking On The Moon. A tak na dobrą sprawę zmiany są tylko dwie. Spółka Sting/Summers/Copeland sięgnęła po modne w latach osiemdziesiątych syntezatorowe brzmienia i... instrumenty dęte. W otwierającym płytę Spirits In The Material World syntezator gra tylko dwa proste akordy, a ile w tym wdzięku. Pojawia się też, dosłownie na chwilę, saksofon. Reszta bez zmian...białe reggae, ale dzięki brzmieniowym smaczkom nieco bardziej unowocześnione. Every Little Thing She Does Is Magic to jeszcze jeden element przebojowej układanki. Za to Invisible Sun to numer nawet jak na The Police dość osobliwy. To tak, jakby Pink Floyd znalazł się na chwilę w krainie krautrocka. Nawet Summers popisuje sie solem w gilmourowskim stylu. Klimat tego nieco sennego i wyciszonego początku radykalnie zmienia się przy ujazzowionych (pojawiają się, i to w dużych ilościach dęciaki!) Hungry For You i To Much Information a także w nieco jazzowym Demolition Man, jakby tego było mało, mamy jeszcze dęte plus reggae (One World). Właściwie The Police wraca na dobrą sprawę dopiero wraz Omegaman (stary dobry, "rozedrgany" Andy Summers). Koniec podobny jest do początku płyty. Jest sennie i syntezatorowo. Choć trudno popaść w rozmarzenie. Bo ile na wcześniejszych płytach Sting śpiewał głównie o komplikacjach damsko-męskich, tu ostro wziął się za sprawy społeczne i politykę. Driven To Tears na przykład mówi o konfliktach zbrojnych Trzeciego Świata, a Invisible Sun tyczy się Irlandii Północnej. Z kolei w To Much Information Sting ostro protestuje przeciw natłokowi informacji. Biedak nie spodziwał sie jeszcze, jaki jej zalew czekać go będzie za dwadzieścia kilka lat.

The Police - Synchronicity
A&M AMLX 63735 Italia
1093
*****
Sting (bass guitar, vocals), Andy Summers (guitar), Stewart Copeland (drums)
Producer: The Police, Hugh Padgham
Side One:
1.Synchronicity I
2.Walking In Your Footsteps
3.O My God
4.Mother* (Summers)
5.Miss Gradenko* (Copeland)
6.Synchronicity II
Side Two:
1.Every Breath You Take
2.King Of Pain
3.Wrapped Around Your Finger
4.Tea In The Sahara
Written By: Sting, except*











Recenzja: Tylko Rock 2(6)/1992
Autor: Jerzy Rzewuski

Chyba słońce małej wysepki Montserrat na Karaibach i nowy producent wyraźnie służyły The Police. Ghost In The Machine bliski był doskonałości; jeśli zaś mamy szukać arcydzieł wśród policyjnych albumów, jest nim bez wątpienia Synchronicity. Powstał w szczególnym momencie. Dni zespołu były - jak się miało okazać - policzone. W planie prywatnym, dokładnie w tym samym czasie rozpadły się małżeństwa Stinga i Summersa. Może właśnie dlatego Wrapped Around Your Finger, przepełniony zwodniczą słodyczą, ma wyjątkowo mizoginiczny odcień. Może dlatego King Of Pain pozostaje chyba najbardziej osobistym i przygnębiającym utworem w całym repertuarze The Police - studium depresji, fenomenalnie zilustrowanym przez podporządkowane tokowi narracji zmiany w aranżacji i nagłe zwroty melodyczne.
Tytuł płyty, jak i dwie kompozycje tak nazwane, opatrzone rzymskimi cyframi I i II, zainspirowane zostały teorią Junga - którą Sting się akurat zainteresował. Według niej, zbierzne w czasie wydarzenia, coć nie powiązane z sobą w żaden logiczny sposób, mają głęboki związek symboliczny. Po wykładzie na ten temat w Synchronicity I, w drugiej części otrzymujemy konkretny przykład: w efekcie niepowodzeń w życiu rodzinnym i pracy, zwykły urzędnik przeistacza się w tępe, bezmyślne zwierzę; w tym samym czasie z pewnego szkockiego jeziora wynurza sie potwór i wypełza na brzeg. Ale, jak sugeruje dobór temp i aranżacji do opisów obudwu wydarzeń, to nie potwór jest prawdziwą bestią, lecz - człowiek. Najbardziej niebezpieczny jest szary, stłamszony przez życie człowiek, który nie podjął nawet najmniejszej próby, by odmienić swój los. Pod względem gwałtowności rockowego ataku, w tych dwóch utworach The Police, kojarzą się z pewnym quasi-punkrockowym zespołem, który pięć lat wcześniej zadebiutowal albumem Outlandos D'Amour.
Potwory powracają jeszcze raz w Walking In You Footsteps - naiwnej przypowieści o potężnych gadach prehistorycznych, które panowanie nad ziemią oddały słabemu człowiekowi. Ten zaś, by zrekompensować swą słabość, skonstruował bombę atomową. I na tym - na szcęście - kończy się politykowanie, mimo że pod względem muzycznym utwór ten jest nadzwyczaj interesujący.
Jak zaznaczyłem na wstępie, jest to album bardzo osobisty, eksponujący niezwykły talent melodyczny Stinga. Złośliwi twierdzą, iż jest to jego pierwszy album solowy, przez pomyłkę nagrany z udziałem Copelanda i Summersa, i podpisany The Police. Coś w tym jest, bowiem są tutaj właściwie wszystkie składniki jego właściwych solowych płyt: delikatna równowaga między pesymizmem i optymizmem, zwątpieniem i nadzieją; lekka skłonność do moralizowania i pewna belferska (pardon!) apodyktyczność w wyrażaniu swych sądów i opinii; a także swoista prostoduszność, przez jednych zwana naiwnością; przez innych - szczerością lub uczciwością.
Złośliwości odłóżmy jedka na stronę. Synchronicity za swoją znakomitą muzyką jest wspaniałym prezentem pożegnalnym, otrzymanym od jednego z najciekawszych zespołów w dziejach rocka.

Recenzja: Teraz Rock 8(54)/2007
Autor: Grzesiek Kszczotek

Płyta genialna. Szczególnie pierwsza strona (myślę o winylowej edycji). O reggae zdjemy się już zapominać. Dynamiczne, pędzące Synchronicity I w kwestii słownej zainspirowane zostało teorią Junga (nieco tylko spokojniejsze i bardziej melodyjne Synchronicity II zresztą też). Od strony muzycznej jest bardzo syntezatorowo i gitarowo. Z fajnie wysuniętą perkusją. Dalej mamy spokojny, ubrany w jakby afrykańskie rytmy i okraszony najrozmaitszymi dżwiękowymi dodatkami Walking In Your Footsteps. W O My God robi się dość jazzrockowo. Wiele za to dzieje się w rozhisteryzowanym Mother (słowa i muzyka Andy Summersa). Całkiem niezła historia na film grozy. Jakoś dziwnie kojarzy się to pewnym "miłym" obrazem Alfreda Hitchcocka... W Miss Gradenko pojawia się odrobina reggae'owej stylistyki. O Synchronicity II było wcześniej. Dodam jedynie, że niczym klamra ta dwójka niesamowicie spina pierwszą część płyty. Powie ktoś, że dalej jest tylko lepiej. Fakt. Złośliwcy twierdzą jednak, że to co znalazło się w dalszej części albumu, bardziej wygląda na pierwszą solową płytę Stinga niż na Policjantowe dzieło. Co tam mamy? Cztery bardzo piękne ballady. Wszystkie autorstwa Stinga. I wszystkie w uroczy sposób przez niego zaśpiewane. Z drugiej jednak strony, gdy wsłuchamy sie w gitarę w King Of Pain, natychmiast słychać, że to Summers. Podobnie rzecz się ma z Copelandem i jego partią w Tea In Sahara. Wiadomo poza tym, i w niesamowicie przebojowym Every Breath You Take i w zadziwiającym łagodnością Wrapped Your Finger ci dwaj panowie kilka groszy tu i ówdzie dorzucili...
I jeszcze na marginesie coś o stronie graficznej. Amerykańskie wydanie Synchronicity tylko na pierwszy rzut oka niczym nie różni się od brytjskiego. Czerwony szlaczek z podobizną Andy'ego Summersa wskoczył w nim o piętro wyżej, w miejsce żółtego.




The Police - Every Breath You Take-The Singles
A&M 393 902-1 Germany
1986
*****
Side One:
1.Roxanne
2.Can't Stand Losing You
3.Message On A Bottle
4.Walking On The Moon
5.Don't Stand So Close To Me '86
6.De Do Do Do De Da Da Da
Side Two:
1.Every Little Thing She Does Is Magic
2.Invisible Sun
3.Spirits In The Material World
4.Every Brath You Take
5.King Of Pain
6.Wrapped Around Your Finger









Recenzja: Teraz Rock 8(54)/2007
Autor: Michał Kirmuć

W 1986 roku The Police miało zabrać się za następczynie Synchronicity. Nic jednak z tego nie wyszło. Okazało się, że jedyne, na co stać w tym czasie trzech muzyków, to nagranie innej wersji Don't Stand So Close To Me, która miała być uzupełnieneim pierwszej w historii grupy płyty kompilacyjnej. Nowa wersja tej klasycznej piosenki mocno różniła się od oryginału. Z syntetyczną perkusją, dużą dawką klawiszy i wygładzoną produkcją, bardziej pasowała do klimatu lat 80. Poza tą nową/starą kompozycją na Every Breath You Take -The Singles zgodnie z tytułem znalazły sie wszystkie utwory, które odniosły sukces na singlach. Sting powiedział, że The Police było zespołem singlowym. Coś w tym jest. Bo ten zbiór jest z całą pewnością kwintesencją tego, czym było trio.
Charakterystyczne brzmienie, energia, oryginalne melodie i harmonie... Od Roxanne, przez Message In A Bottle czy Walking On The Moon, po Every Breath You Take.
Później na przestrzeni lat, składanka doczekała się wielu reinkarnacji. Pod różnymi tytułami i innymi okładkami czy nawet minimalnymi różnicami w repertuarze. Wszystkie jednak miały dokładnie taki sam charakter. Jak wydana w 1992 roku Greatest Hits czy Every Breath You Take - The Classics z 1995 roku.
Nieco obszerniejszy jest wydany niedawno dwupłytowy zestaw The Police. Ponadto przeboje The Police wraz z solowymi utworami Stinga w 1997 roku znalazły sie na płycie The Very Best Of Sting & The Police, wznowionej w nieco zmienionej formie w 2002 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz