Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 września 2011

Van Halen

Van Halen - Van Halen
Warner Bros. Records (USA) BSK 3075 (1978)
*****
David Lee Roth (vocals); Edward Van Halen (guitar); Alex Van Halen (drums); Michael Anthony (bass guitar)
Producer: Ted Templeman
Side 1:
1.Runnin' With The Devil
2.Eruption
3.You Really Got Me* (Ray Davies)
4.Ain't Talkin''Bout Love
5.I'm The One
Side 2:
1.Jamie's Cryin'
2.Atomic Punk
3.Feel Your Love Tonight
4.Little Dreamer
5.Ice Cream Man* (John Brim)
6.On Fire
All Songs written by Roth/Halen/Halen/Anthony, except*




Recenzja: Tylko Rock nr 2 luty 2001
Autor: Rafał Dąbrowski

Ten album, oryginalnie wydany w 1978 roku, stał się początkiem nowej ery w rocku. To była i jest poezja. Nijaka okładka, ale zawartość muzyczna poraża. Świat po raz pierwszy od czasow Jimiego Hendrixa usłyszał takie brzmienie i taką grę na gitarze elektrycznej. To był niewątpliwie przełom w podejściu do rocka. Swoje credo lider grupy, gitarzysta Eddie Halen, zawarł w utworze Eruption, z góry opatentowując masę nowatorskich pomysłów technicznych i brzmieniowych. Eruption jest też do dzisiaj unikalnym podręcznikiem dla każdego gitarzysty. Ta pierwsza płyta Van Halen, jak to zwykle bywa u spragnionych sukcesu i pełnych świeżych pomysłów muzyków zawiera zbiór bardzo udanych kompozycji. Utwory Runnin' With The Devil, Ain't Talkin''Bout Love, Jamie's Cryin' czy Little Dreamer to już rockowa klasyka. Niesamowitego kopa dodały całości standardy: You Really Got Me The Kinks i Ice Dream Man Johna Brima. Zwłaszcza wersja You Really Got Me, która stała się bardziej słynna niż oryginał. Zabójczy riff i potęga brzmienia sprawiają, że ciarki chodzą po plecach, a riff z Satisfaction Stonesów wydaje się przy tym brzęczeniem muchy. W roli showmana objawił się charyzmatyczny wokalista o dużych zdolnościach interpretacyjnych i aktorskich, a także niebywałej sprawności fizycznej - Diamond Dave, czyli David Lee Roth. Przeciwnicy zarzucali grupie, steryle brzmienie, szczególnie dotyczyło to perkusji. Jedno jest pewne: nie można było im odmówić najwyższej klasy profesjonalizmu oraz dowcipu, luzu i dystansu do własnych poczynań.




Recenzja: Tylko Rock 2/1994
Autor: Artur Łobanowski
W ogromnej masie wydawnictw z muzyką rockową tylko niewielki procent stanowią pozycje określane jako rewolucyjne. Niewątpliwie pierwszy album Van Halen był tym dla nowoczesnej gitarowej muzyki czym dla hardrockowego stylu debiutanckie płyty Led Zeppelin i Black Sabbath. Muzycznie Van Halen I to album głęboko osadzony w rock'n'rollowej tradycji, która nosie jednak wyraźne piętno gitarowego kunsztu "szybkiego Eda". Umieszczając na debiutanckiej płycie dwa standardy, You Really Got Me i Ice Cream Man, zespół jakby na przekór punkowej rebelii lat siedemdziesiątych manifestuje swoje upodobanie do starych ryth'n'bluesowych wzorów. Nie tradycja jednak zdecydowała o wielkim sukcesie tego albumu. Już po wysłuchaniu dwóch pierwszych utworów a zwłaszcza po Eruption stawało sie jasne, że objawił się nowy geniusz gitarowej jazdy, geniusz na miarę Jimiego Hendrixa.
Gdy w latach pięćdziesiątych Leo Fender projektował mechaniczne tremolo w modelu Stratocaster, nie mógł wiedzieć, że skonstruował broń, którą dwadzieścia lat później nieznany nikomu młokos wpędzi w kompleksy większość gitarowych herosów. Drugą specjalnością Van Halena stało sie finger hammering przez wtajemniczonych zwane "desczykiem" lub "pajączkami". Efektem tej trochę kuglarskiej sztuczki ("młotkowanie" prawą ręką na gryfie przy jednoczesnej "wybiórce" lewą) były potoki błyskawicznie następujących po sobie dźwięków.
Solowe popisy Eddiego to nie jedyny atut tego albumu. Mocną stroną Van Halen I jest również matowy, chropawy głos davida Lee Rotha, ekspresyjnie wyśpiewującego - bądż co bądź melodyjne - partie. Charakterystyczne są też wielogłosowe partie, które wspierają główną linie w prawie każdym fefrenie (Runnin' With The Devil, Jamie's Cryin', Fell Your Love Tonight, Little Dreamer). Prosty rytmiczny bas i nie wyszukane bębny dopełniają całości, a ta surowa i oszczędna gra sekcji rytmicznej trochę upodabnia do siebie kolejne kompozycje.
Był to udany debiut i potwierdziły to entuzjastyczne recenzje ówczesnej prasy muzycznej. W końcu nie co dzień pojawiają się muzycy zmieniający powszechnie uznane kanony. I to w mistrzowskim stylu.



Van Halen - Van Halen II
Warner Bros. Records K 56 616 (Germany)
1979
****
David Lee Roth (vocals),; Edward Van Halen (guitar); Michael Anthony (bass guitar); Alex Van Halen (drums)
Engineered by: Donn Landee
Produced by: Ted Templeman
Side One:
1.You're No Good* (Clint Ballard Jr.)
2.Dance The Night Away
3.Somebody Get Me A Doctor
4.Bottoms Up!
5.Outta Love Again
Side Two:
1.Light Up The Sky
2.Spanish Fly
3.D.O.A.
4.Women In Love...
5.Beautiful Girl
Written by: Rooth/Halen/Anthony/Halen, except*





Recenzja: Tylko Rock 2/2001
Autor: Rafał Dąbrowski
Ten drugi album, wyprodukowany jak i cztery następne przez Roda Templemana, jest bardziej hardrockowy niż debiut. Zespół daje więcej radości prawdziwym fanom mocniejszego uderzenia i nie myśli jeszcze o szerszej publiczności. To wyjątkowo krótka (32 minuty), ale i treściwa płyta. Jest perełka dla dziewczynek - bardzo udana i przebojowa piosenka: Dance The Night Away. Jest też wyjątkowy popis Eddiego na gitarze klasycznej - Spanish Fly. Po tym najczęściej poznawało się ten album - a to ten, gdzie jest "...Spanish Fly"...A resztę czasu wypełnia bezlitosna jazda do przodu. Outta Love Again i Light Up The Sky to pokaz możliwości perkusisty Alexa Van Halena. Pozostałe utwory z Bottoms Up na czele też nie pozwalają słuchać spokojnie. Może z wyjątkiem lirycznych, jak na Van Halen kompozycji Women In Love i Beautiful Girls. Sytuację na szczęście ratuje Edward świetnymi solówkami. W sumie niezła płyta, spokojnie wytrzymująca próbę czasu. Aha - i wciąż te ketsty o pięknych dziewczynach...

Recenzja: Tylko Rock 2/1994
Autor: Artur Łobanowski
Płyta ukazała się rok po debiucie i w kilka miesięcy uzyskła platynowy status. Sprzedano trzy miliony egzemplarzy, a Eddie stał się niekoronowanym królem gitarowego rzemiosła. Jednak po latach Van Halen II wypada zdecydowanie słabiej na tle muzycznego dorobku grupy. Co prawda nie brak tu dynamicznych, sprawnie zagranych utworów (Bottoms Up!, Outta Love Again, Light Up The Sky), ale nie mają one świeżości i energii cechujących pierwszy album. Zasygnalizowany w nagraniach z Van Halen I hardrockowy styl został konsekwentnie utrzymany, lecz zdecydowanie zabrakło przebojowych kompozycji. Raczej jednorodne aranżacje w połączeniu z dość monotonnymi partiami wokalnymi powodują, że nawet po kilkakrotnym przesłuchaniu trudno zapamiętać więcej niż dwa refreny. Sytuację ratuje trochę Women In Love..., w którym chwytliwa melodia i ciężkie riffy tworzą bardziej rasową całość.
Warto tu wspomnieć o tekstach. Podczas gdy w Europie rockowi kontestatorzy burzyli stary system, piętnowali społeczno-polityczne wynaturzenia, grupa Van Halen nie próbowała naprawiać świata i wyśpiewywała dość banalne historyjki o miłości i dziewczynach (Outta Love Again, Women In Love..., Beautiful Girl, Dance The Night Away). Zresztą kolorowy image zespołu od razu kojarzyć się mógł z beztroską atmosferą balangi. Ale specjalnie nie ma czemu się dziwić-taka przecież jest specyfika amerykańskiego rynku, nastawionego przede wszystkim na masowego odbiorcę.

Van Halen - Women And Children First
Warner Bros. Records WB 56 793 (Germany)
1980
***
David Lee Roth (vocals),; Edward Van Halen (guitar); Michael Anthony (bass guitar); Alex Van Halen (drums)
Engineered by: Donn Landee
Produced by: Ted Templeman
Side 1:
1.And The Cradlle Will Rock
2.Everybody Wants Some!!
3.Fools
4.Romeo Delight
Side 2:
1.Tora! Tora!
2.Loss Of Control
3.Take Your Whiskey Home
4.Could This Be Magic
5.In A Simple Rhyme
Written by: Rooth/Halen/Anthony/Halen




Recenzja: Tylko Rock 2/2001
Autor: Rafał Dąbrowski
Kolejny rok, magiczny dla nas 1980, i kolejny album, tym razem o dramatycznym tytule Women And Children First. Zwraca uwagę ciekawsza i bardziej elegancka koncepcja okładki. W środku zamiszczono seksowne zdjęcie - plakat Dave'a Lee Rootha w wykonaniu samego Helmuta Newtona.
Na początku już chyba klasyka, potążnie brzmiący utwór And The Cradlle Will Rock, którym straszę dzieci, gdy nie chcą spać. Muzyka pozostała bez większych zmian, ale w ramach poszukiwania nowych sposobów na urozmaicenie swoich kompozycji zespół trochę pobawił się w cytaty. W utworze Fools we wstępie mamy wyraźne nawiązanie do tego, co robili Robert i Jimmy Page w Led Zeppelin, potem niezbyt fortunne przejście w klimaty bluesowe. Brakuje im tego ducha, pazura, mrocznej tajemnicy , którymi zawsze żywił się rock. Tego, co mieli The Doors, Led Zeppelin czy Black Sabbath. Tego urywanego w połowie krzyku...Słychać to też w długim utworze bluesowym wydanym na płycie Braiana Maya, gitarzysty Queen, Star Fleet Project, w którym Edward popisuje się swoimi patentami, natomiast nie ma w tym uczucia. W kompozycji Tora!, Tora! Edward sięga na krótko po klimaty i riffy Black Sabbath z wcześniejszego okresu. Utwór Loss Of Control (Utrata kontroli) jest w przenośni i dosłownie krótką zapowiedzią tego, co stało się później w metalu - speed,death, hardcore - brakuje tchu, żeby dalej wymieniać. Na koniec albumu mamy zabawy z gitarą akustyczną w sympatycznych piosenkach Take Your Whiskey Home i Could This Be Magic David Lee Roth ujawnia tu talenty Franka Sinatry, co wykorzysta potem w swoich solowych projektach. Zamykającą całość In A Simple Rhyme pominę milczeniem...

Recenzja: Tylko Rock 2/1994
Autor: Artur Łobanowski
Historia lubi się powtarzać. Już po dwóch miesiącach album Women And Children First znalazł się w Top 5 tygodnika "Billboard". I znów kilkumilionowy nakład. Tym razem jednak Van Halen podsunął fanom dziewięć kompozycji bardziej wysmakowanych i ciekawiej zaaranżowanych. Już pierwszy utwór And The Cradlle Will Rock.. wprowadza nas w intrygującą trochę mroczną atmosferę, a wiadomo, że nieraz połowa sukcesu zależy od dobrego wejścia. Rewelacyjny Everybody Wants Some!! zmusza do machania głową już od pierwszych taktów. Dużo mniej tu gitarowego ekshibicjonizmu. Pojawiają się wręcz prymitywne zagrywki !!!(solo w Everybody Wants Some!!). No a riff z Fools to już surowe mięso! Ta wysmakowana prostota gitar w połączeniu z trochę "niestrojącym" śpiewem dają mieszankę wybuchową nie słabszą od wynalazku Alfreda Nobla. Ostrzej, ciężej to jakby motto tej świetnej płyty.
Szenastkowy bas, podwójna stopa i urywane fiffy w Romeo Delight rozpędzają ten numer niczym wrzeciono tokarki. Ale na tym nie koniec. Ukłonem w stronę Black Sabbath rozpoczyna się Tora! Tora! Półtonowa "obsuwka" to żywcem Tony Iommi. Nie może dziwić chyba coś takiego, szczególnie po wspólnym tournee. Unisono basu i gitary spotęgowane przesterem i flangerem dają efekt przelatującego odrzutowca. Ale zaraz, zaraz, co my tu mamy? Akustyczny początek rodem z bluesowego Południa w Take Your Whiskey Home. Ale to tylko krótki oddech bo już za chwilę kaskada dźwięków rozpoczyna to elektryczne boogie. I jeszcze pubowa atmosfera Could This Be Magic. Na deser In A Simple Rhyme. Coo?!! Już koniec? Szkoda

Van Halen - Fair Warning
Warner Bros. Records HS 3540 ((USA)
1981
****
David Lee Roth (vocals),; Edward Van Halen (guitar); Michael Anthony (bass guitar); Alex Van Halen (drums)
Engineered by: Donn Landee
Produced by: Ted Templeman
Side 1:
1.Mean Street
2.Dirty Movies
3.Sinner's Swing!
4.Hear About It Later
Side 2:
1.Unchained
2.Push Comes To Shove
3.So This Is Love?
4.Sunday Afternoon In The Park
5.One Foot Out The Door
Written by: Rooth/Halen/Anthony/Halen







Recenzja: Tylko Rock 2/2001
Autor: Rafał Dąbrowski
Żeby nie było wątpliwości - te cztery gwiazdki (ocena recenzenta 4/5 przyp. paw41) to za utwór Mean Street. dzieje się w nim bardzo dużo, riff na początku jest nieśmiertelny. Wciąga nieodwołalnie. Chyba każdy gitarzysta próbował to grać na maksymalnie odkręconym wzmacniaczu. Atmosfera niepewności, zagrożenia. Wieczór w mieście pełen niekoniecznie przyjemnych obietnic. Komentarz do Mean Street stanowi oryginalna okładka tego albumu, będąca reprodukcją obrazu Kureleka, kojarząca sie też z twórczością Breughla. Dirty Movies i Sinner's Swing są utworami typowymi dla wcześniejszych dokonań zespołu, w których bryluje głównie David Lee Roth. Przebojem tego albumu może być dla wielu Unchained, chętnie przypominany przez zespół. Kompozycja Push Comes To Shove to duet Lee Rotha i świetnego basisty Michaela Anthony'ego. Pomysły tu zawarte Roth rozwijał na swoich solowych, późniejszych albumach. Dotyczy to też utworu So This Is Love?. Miniaturka Sunday Afternoon In The Park może być traktowana jako ciekawostka lub nieporozumienie. Ale do tego już nas zespół przyzwyczaił. Na płycie Fair Warning wyczuwa się dominującą pozycję Dave'a Lee Rotha. W sumie album interesujący, a na pożegnanie Edward posłał w przestrzeń znakomitą solówkę, pozostawiając otwarte drzwi (One Foot Out The Door).

recenzja: Tylko Rock 2/1994.
Autor: Artur Łobanowski
Dziwna to płyta. Niby nic sie nie zmieniło: styl ten sam, głos wokalisty ten sam i ta sama gitara. A jednak wyczuwa się na niej coś dziwnego. A może zmęczenie? W końcu to już czwarty sezon z rzędu Eddie Van Halen uznawany był za najlepszego gitarzystę. Trochę to nudne tak przez cztery lata kosić całą konkurencję.
I chyba właśnie tę nudę słychać na Fair Warning..
Przyznam sie szczerze, że słuchałem tego albumu wielokrotnie i miałem mieszane uczucia. Z jednej strony zupelnie niezłe, dojrzałe kompozycje (Sunday Afternoon In The Park) i poważne teksty (Mean Street, Dirty Movies), co zgoła sygnalizuje ambitniejsza, stylizowana na średniowieczne malowidło okładka. A i brzmieniu nic zarzucić nie można...Z drugiej strony - kolejna porcja sztampowych rozwiązań aranżacyjnych i zalew znanych już z poprzednich albumów gitarowych patentów. Po raz kolejny pojawiają się rytm'n'bluesowe piosenki, oparte na dość błahych motywach (Singer's Swing, Push Comes To Shave, So This Is Love?).
Znów tak jak na Van Halen II brakuje dobrych pomysłów, co tym bardziej może razić po muzycznej uczcie, jaką był album Women And Childreen First. A więc płyta okazała się łagodną przestrogą dla samego zespołu. Ot, trochę solidnego rzemiosła, co w rocku nie musi zachwycać.

Van Halen - Diver Down
Warner Bros. records BSK 3677 (US)
1982
***1/2
David Lee Roth (vocals),; Edward Van Halen (guitar); Michael Anthony (bass guitar); Alex Van Halen (drums)
Engineered by: Donn Landee
Produced by: Ted Templeman
Side 1:
1.Where Have All The Good Times Gone!* (Davies)
2.Hang 'Em High
3.Cathedral
4.Secrets
5.Intruder
6.(Oh) Pretty Woman* (Orbison/Dees)
Side 2:
1.Dancing In The Street* (Stevenson/Hunter/Gaye)
2.Little Guitars (Intro)
3.Little Guitars
4.Big Bad Bill* (Yellen/Ager)
5.The Full Bug
6.Happy Trails
Written by: Rooth/Halen/Anthony/Halen, except*







Recenzja: Tylko Rock 2/2001
Autor: Rafał Dąbrowski
Po nagraniu interesującego albumu Fair Warning zespół wydał kolejną płytę o mogącym źle się kojarzyć tytule Diver Down. Koresponduje on z widocznym brakiem pomysłów. O okladce nie wspominajmy, unikając posądzenia o brak dobrego smaku. Całość jest jak zwykle zwięzła (32 minuty) i zróżnicowana. Zastanawia fakt nagrania aż pięciu standardów, z których dwa stały się dużymi przebojami i zespół trafił do dyskotek. Jeśli o to chodzi, był to sukces i z punktu widzenia marketingowego oznaczał przyciągnięcie większej ilości fanów. (Oh) Pretty Woman i Dancing On The Street są do dzisiaj często przypominane w radiu. kompozycje Little Guitars, The Full Bug, Hang 'Em High to Van Halen jaki znaliśmy. Zwraca uwagę szersze zastosowanie instrumentów klawiszowych. Do ciekawostek należą Cathedral i wstęp do Little Guitars - kolejne popisy gitarowej maestrii Edwarda , miniaturka Intruder i Happy trails, wykonane z dużym poczuciem humoru. Dave Lee Roth jako wykonawca starych , ckliwych piosenek oraz drapieżny wokalista w jednej osobie nie ma konkurencji. W sumie album Diver Down pozostaje kolekcją różnych dziwnych, nie zawsze pasujących do siebie rzeczy. Trudno go spokojnie słuchać jako całości od początku do końca, ale na pewno można sie przy nim bawić.

Recenzja: Tylko Rock 2/1994
Autor; Artur Łobanowski
Wyobrażam sobie, jak po ukazaniu się Diver Down zawistnikom i malkontentom wypełz obleśny uśmieszek... No bo od kiedy słynny hardrockowy zespół umiescza na płycie aż cztery wersje standardów? Ano, wtedy, kiedy brakuje mu własnych pomysłów. Jeśli jednak dokładnie wpatrzymy się w okładki wcześniejszych wydawnictw grupy, to okaże się, że w każdym spisie utworów znaleźć można przynajmniej jedną przeróbkę cudzej piosenki.
Van Halen w dość ostentacyjny sposób zamanifestował tutaj niechęć do artystycznych poszukiwań i brak twórczych niepokojów. Muszę też przyznać, że nowoczesne aranżacje Pretty Woman czy Dancing On The Street dużo bliższe są memu sercu niż trochę stęchłe oryginały.
O dziwo mocną stroną tego albumu jest "czujna" gra sekcji rytmicznej. Dotychczas podczas realizacji studyjnej Alex i Michael traktowani byli po macoszemu. W światłach reflektorów stali David i Eddie, spychając sekcję do roli akompaniatorów. Może to właśnie za sprawą wyeksponowania bębnów i basu (Intruder, Pretty Woman) słychać, że Diver Down jest dziełem całego zespołu. Dla rozwiania wątpliwości radzę posłuchać jescze chociażby Little Guitar czy The Full Bug. I jescze słówko o Happy Trails. Ten stary, prosty utworek nasuwa mi nieodparte skojarzenia z męską klientelą niektórych wesołych lokali. I bardzo dobrze, niech nasuwa. Widocznie chłopaki z Van Halen też lubią takie budy.

Van Halen - 1984
Warer Bros. Records 92-3984-1 (Germany)
1984
*****
David Lee Roth (vocals),; Edward Van Halen (guitar); Michael Anthony (bass guitar); Alex Van Halen (drums)
Engineered by: Donn Landee
Produced by: Ted Templeman
Side 1:
1.1984
2.Jump
3.Panama
4.Top Jimmy
5.Drop Dead Legs
Side 2:
1.Hot For Teacher
2.I'll Wait
3.Girl Gone Bad
4.House Of Pain
Written by: Rooth/Halen/Anthony/Halen





Recenzja: Tylko Rock 2/2001
Autor: Rafał Dąbrowski
1984. Zespół wykorzystał tu symboliczne konotacje związane z owym rokiem. Zwracała uwagę dowcipna, kolorowa okładka. Grupa odrodziła się na nowo. Niewątpliwie w wypromowaniu tego świetnego albumu pomogła sztuka wideo i rosnąca rola teledysków w lansowaniu muzyki. Świetne klipy do Jump Hot For Teacher przysporzyły grupie nowych fanów. Muzyka zyskała nową oprawę dzięki szerszemu zastosowaniu instrumentów klawiszowych i stała się bardziej komercyjna. Zespół zdobył naprawdę dużą popularność i zaczął okupować szczyty list "Billboardu". Album 1984 zawierał świetne kompozycje i jeden naprawdę wielki przebój - Jump, chyba największy w karierze grupy, często przypominany przez stacje radiowe. Inne świetne utwory to Panama, Hot For Teacher czy Top Jimmy. Obok wyrafinowanych aranżacji zwracają uwagę wciąż świetne solówki Edwarda i eksperymenty wokalne Dave'a Lee Rotha. O wpływie tego albumu oraz kolejnych nagrywanych przez zespół, goszczących na pierwszych miejscach list przebojów, świadczą dwa duże hity na naszym rynku - Biała armia Bajmu i Na falochronie Emigrantów. Jedno jest pewne - po wydaniu Jump zespół Van Halen z gwiazdy hard rocka stał się megagwiazdą atrakcyjnie podanego rocka, co udowodnił też na kolejnych albumach.

Recenzja: Tylko Rock 2/1994
Autor: Artur Łobanowski
Dla fanów bacznie śledzących poczynania Van Halen już sam początek 1984 musiał być niemałym zaskoczeniem. Najpierw klawiszowy wstęp, a chwilę później wiodący riff Jump zagrany - a fe!! - na syntezatorze. O niepokojących flirtach Edwarda Van Halena z elektroniką wiadomo było od dawna. Zawsze jednak były to drugoplanowe sprawy. Aż tu nagle taki wstyd! (dla wielbicieli ortodoksyjnego ciężkiego grania instrument klawiszowy to rzecz godna pogardy i zapomnienia). Na szczęście materiał z 1984 to zbiór najbardziej stylowych gitarowych kompozycji w dorobku zespołu. Perfekcyjna realizacja nagrań pozwala w pełni ocenić ciężar gatunkowy takich przebojowych utworów jak Panama, Top Jimmy czy Hot For Teacher.
Na niemały sukces tej płyty złożyło się także olbrzymie powiodzenie singlowego Jump i nie mniej przebojowego I'll Wait. Jednak najmocniejszym atutem jest przede wszystkim klarowne, nowoczesne - jak na owe czasy - brzmienie. Mistrzostwo realizatora nagrań słychać w motorycznym House Of Pain i w Hot For Teacher.
Truizmaem byłoby opisywanie profesjonalizmu Eda, Alexa, Mike'a i Davida. Do tego oni po prostu czadują! Zwłaszcza Alex, którego synkopowe zagrywki nadają utworom ciekawą rytmicznie fakturę (House Of Pain).
Charakterystyczny dla 1984 jest swoisty dualizm: chęć wykorzystania imponujących możliwości "syntetycznych" brzmień przy jednoczesnym, ciężkim łojeniu. Mnie osobiście on nie przeszkadza.

Van Halen - 5150
Warner Bros. Records 925 394-1 (Germany)
1986
****
Sammy Hagar (vocals),; Edward Van Halen (guitar); Michael Anthony (bass guitar); Alex Van Halen (drums)
Engineered by: Donn Landee
Produced by: Donn Landee, Van Halen, Mick Jones
Side 1:
1.Good Enough
2.Why Can't This Be Love
3.Get Up
4.Dreams
5.Summer Nigts
Side 2:
1.Best Of Both Worlds
2.Love Walks In
3."5150"
4.Inside
Written by: Hagar/Halen/Anthony/Halen






Recenzja: Tylko Rock 2/1994
Autor: Artur Łobanowski
Na okładce 5150 umięśniony atleta podnosi wielką kulę opasaną obręczą z logo Van Halen. Dla wielu to tylko graficzna fantazja, dla mnie natomiast - niedwuznaczny podtekst. 5150 to pierwsza płyta, na której nie śpiewa David Lee Roth. Skuszony intratnymi kontraktami niewierny Dawidek postanowił pracować na własny rachunek. Nowym frontmanem został Sammy Hagar. Dla niektórych był to zmierzch kwartetu z Pasadeny, ale nawet zagorzali zwolennicy Lee Rotha musieli przyznać, że 5150 to dobra płyta. Dwuletnia przerwa po wydaniu poprzedniego albumu dobrze zrobiła grupie. Po chwilach niepewności o dalsze losy zespołu nastąpiło odprężenie. Słychać to wyraźnie we wszystkich utworach.
Z 5150 emanuje pozytywna energia. Pojawiają się rzeczywiście dojrzałe, przemyślane kompozycje. Czuje się, że muzykom po prostu chce się grać! Według Edwarda, przyjęcie do grupy Sammy'ego Hagara oznaczało duży dopływ świeżej krwi. I to słychać. Otwierający album Good Enough nie pozostawia złudzeń: będzie co mnajmniej dobrze jak dawniej - jeżeli nie lepiej. Przysłowiową kropką nad "i" jest motoryczny Get Up - popis Alexa Van Halena, który na dwóch taktowcach wybija oszalałe, speedowe rytmy. Stosunkowo bogate aranżacje wraz z ustawieniem instrumentów w "krótkich planach" powodują, że poszczególne kompozycje są gęstsze fakturowo niż wcześniejsze. Dużą rolę w tym odegrały syntetyczne brzmienia klawiszy. Są one najwyraźniej traktowane na równych prawach z innymi instrumentami. W jednym z wywiadów z końca lat osiemdziesiątych Eddie Van Halen zwierzył się: Już właściwie nie gram na gitarze , jeśli nie musze czegoś skomponować..Nie twierdzę, że już wszystko wiem o gitarze i że gitara mnie nie cieszy, ale klawisze bardziej mnie bawią, bo grając na nich robię więcej błędów. A błędy są zabawne..Hmm..wynika z tego, że "bezbłędny" Ed szukał nowych wrażeń i znalazł je w postaci "stringowych" odjazdów. Użycie syntezatorów wyraźnie spycha Van Halen w kierunku pop music. Potęguje to jeszcze wokalna maniera Hagara, którego tembr głosu kojarzy się z typowo piosenkarskimi wzorami. Nie powiem, że nie podoba mi się Why Can't This Be Love czy Dreams, ale jest w tych utworach jakaś kobieca miękkość.
Solówka w tytułowym utworze albumu jest godna uwagi ze szczególnego powodu. Otóż bardzo podobne dźwięki Eddie zagrał później gościnnie w utworze Beat It Michaela Jacksona,(raczej wcześniej, bo w 1982 roku - przyp. paw41).

Van Halen - OU812
Warner Bros. Records 925 732-1 (Germany)
1988
*****
Sammy Hagar (vocals),; Edward Van Halen (guitar); Michael Anthony (bass guitar); Alex Van Halen (drums)
Engineered by: Donn Landee
Side 1:
1.Mine All Mine
2.When It's Love
3.A.F.U. (Naturally Wired)
4.Cabo Wabo
Side 2:
1.Source Of Infection
2.Feels So Good
3.Finish What Ya Started
4.Black And Blue
5.Sucker In A 3 Piece
Written By: Hagar/Halen/Anthony/Halen





Recenzja: Tylko Rock 2/1994
Autor: Artur Łobanowski
Od razu na wstępie muszę się przyznać, że bardzo lubię ten album. I to nie dlatego, że OU812 okazał się komercyjnym sukcesem. To po prostu bardzo równa, dobrze nagrana płyta.
W 1988 roku Edward Van Halen już chyba nikogo nie próbował czarowć oszałamiającą techniką (dorośli juz przecież, wychowani na jego patentach, mniej sprawni, młodzi gitarzyści). Więcej jest natomiast na OU812 melodyjnych kompozycji. Harmoniczne wielogłosy zawsze były charakterystyczną cechą stylu Van Halen. Tu w większości utworów idą w parze z chwytliwymi motywami. Mine All Mine, Cabo Wabo, no i przede wszystkim When It's Love to jedne z najlepszych przebojów w dorobku grupy. Trzeba przyznać, że Sammy Hagar doskonale się zaklimatyzował w Van Halen, choć jako wokalista jest niewątpliwie mniej oryginalny od Lee Rotha. Jednak myliłby się ten, kto postrzegałby OU812 tylko jako zbiór ładnych, wpadających w ucho piosenek. Nic podobnego. Nie brak tu motorycznych utworów utrzymanych w dobrze znanej "ciekłometalowej" konwencji. Porywające alegretto Mine All Mine czy A.F.U. to znak, że artretyzm nie grozi jeszcze palcom Eda. Co ciekawe: Eddie zaskoczył dziennikarzy i fanów wyznając, że w roku poprzedzającym OU812 nie wziął gitary do ręki...Kurczę, palnie taki tekst, a ty się potem człowieku lecz z kompleksów!
Absolutną perełką jest A Apolitical Blues. Utwór z 1972 roku nagrany w surowej, tradycyjnej konwencji. Ale nie róży bez kolców. Jedno, co mnie drażni na tej skądinąd dobrej płycie, to wciąż te same niewyszukane syntezatorowe brzmienia (barwa "jazz organ" w Feels So Good jest obrzydliwie typowa). Na szczęście Eddie używa klawiszy w specyficzny gitarowy sposób, co czyni je trochę bardziej strawnymi. Zastrzegam się jednak, że to moje subiektywne odczucie.

Van Halen - For Unlawful Carnal Knowledge
Warner Bros. Records 7599-26594-1 (Germany)
1991
****
Sammy Hagar (vocals),; Edward Van Halen (guitar); Michael Anthony (bass guitar); Alex Van Halen (drums)
Engineered by: Andy Jones, Michael Scott, Lee Herschberg
Producer: Andy Jones, Ted Templeman, Van Halen
Side One:
1.Poundcake
2.Judgement Day
3.Spanked
4.Runaround
5.Pleasure Dome
Side Two:
1.In 'N' Out
2.Man On A Mission
3.The Dream Is Over
4.Right Now
5.316
6.Top Of The World
Written By: Hagar/Halen/Anthony/Halen







Recenzja: Tylko Rock 2/1994
Autor: Artur Łobanowski
Niektóre zespoły po chwilach triumfu wypadają z trybów muzycznego interesu. Są też takie, których utwory niczym liście jesienią powoli opadają na listach przebojów. Inną kategorię stanowią orkiestry, które formy nie tracą. Do tej ostatniej zaliczam Van Halen. Sytuacja Eddiego i spółki na rockowym rynku jest nadal do pozazdroszczenia. I to w okresie tak wilczej konkurencji. Cinderella, Poison, Mötley Crüe, Extreme - to zespoły z powodzeniem uprawiające działkę początkowo zarezerwowaną tylko dla Van Halen. Steve Vai, Joe Satriani czy rewelacyjny Nuno Bettencourt - najprawdziwsi wirtuozi elektrycznej gitary. A mimio to Eddie, Alex, Anthony i Sammy trzymają sie dobrze. For Unlawful Carnal Knowledge to chyba najbardziej "heavy" pozycja w dyskografii kwartetu z Pasadeny. Przypuszczam, że metalowa ciężkość tego albumu została uzyskana świadomie. Wiąże się to prawdopodobnie z ogólnoświatową modą na ten rodzaj muzyki.
Ale do rzeczy. Poundcake, Judgement Day, Spanked, Pleasure Dome są utworami o podobnym czadzie, niewątpliwie jednak zróżnicowanymi aranżacyjnie. Niemal ideału sięgają kompozycje, dopieszczone do ostatniego dźwięku, a perkusja i bas zapewniają typowo heavymetalową potęgę brzmienia. Bębny Alexa Van Halena naprawdę brzmią totalnie! Potęguje to dodatkowo jego specyficzny styl gry, z pominięciem jednego półkotła. Nic na to nie poradzę, ale ja to lubię. Nawet bardzo. Van Halen zrezygnował z eksperymentów stylistycznych na rzecz spójności materiału zawartego na płycie. Sporadycznie tylko (Right Now) pojawiają się klawisze. Jak na mój gust, oszczędne użycie syntezatora dodaje For Unlawful Carnal Knowledge hardrockowej wiarygodności. Fanom wychowanym na albumach 5150 i OU812 brakować może hitów na miarę Why Can't This Be Love. Rzeczywiście ten album Van Halen przebojów - w tradycyjnym pojęciu - nie zawiera.. Ale chyba już nie musi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz